piątek, 16 sierpnia 2013

Chapter 23. What will happen next?

Nic nie mogło mnie zatrzymać w Londynie. Chyba w każdym miejscu znajdzie się coś, co by mnie od niego odtrącało. Najbardziej będzie mi brakować Betty i małej Caroline, z którymi zżyłam się chyba najbardziej.
Dziewczyna Edena, która okazała się jego żoną została po tym całym zajściu na noc. Rankiem, kiedy brunet jeszcze spał, na spokojnie zamieniłam z nią kilka słów. Nie zachowywałam się natrętnie, bo nie chciałam walczyć o niego, tak właściwie to ona powinna mieć do mnie wyrzuty, w końcu to chyba przeze mnie ich małżeństwo wisiało na włosku. Brązowowłosa okazała się bardzo sympatyczną osobą pochodzącą z Belgii. Dużo opowiedziała mi o sobie, Hazardzie i ich małym potomku. Łamało mi się serce, kiedy słyszałam jak do bruneta zwraca się mężu. To nieprawdopodobne, że byłam w związku z facetem, który miał żonę. Jego przyjaciele na pewno o tym wiedzieli! W końcu Cesar dawał mi jakieś znaki swoimi podrywami, pewnie nie chciał bym później cierpiała w tym związku, a ja oczywiście głupia wymyślałam, że to jakieś koszmary.
Kiedy wyjaśniłam sobie wszystko z żoną Edena czułam się w 100% oczyszczona. Nie kłóciłyśmy się, tylko normalnie wytłumaczyłyśmy wszystko. Z drugiej strony nie wiedziałam nawet, że Hazard jest jakiś rok po ślubie. Nie widziałam obrączki, zdjęć z Natashą- tak miała na imię jego żona jaki i synem -Yanisem.
Z moim już chyba byłym chłopakiem nie miałam o czym rozmawiać. Wszystko wyjaśniła mi Natasha, poza tym nie chciałam widzieć go na oczy. Bez pożegnania pociągnęłam za sobą wszystkie walizki z moimi rzeczami na lotnisko. Przedostatni bilet zabukowałam dzisiaj rano, także nie musiałam się martwić od drogę powrotną do Francji.

Zakończyłam swój rozdział w Londynie, ciekawe na co teraz przyjdzie kolej? Hiszpania? Włochy? Może Stany Zjednoczone? Wątpię, żebym tam również znalazła swoje prawdziwe szczęście, przecież tutaj miało być tak cudownie, tak pięknie z Edenem, z Naszą miłością do siebie. A teraz? Pozostały mi jedynie wspomnienia i zdjęcia z Sylwestra i wakacji, do których będę wracać z uśmiechem na twarzy, bo jest do czego. Nie chodzi tu tylko o Belga, ale o doświadczenia i wrażenia.