Na parkingu było niemiłosierne
zamieszanie. Fani powoli wychodzili ze stadionu, a ja musiałam pilnować, by
Eden mi nie uciekł. Nie miałabym odwagi cofać się z powrotem na murawę, by
poczekać na Lee i Oscara.
Nerwowo stąpałam w miejscu,
przeklinając fakt, że Hazarda dalej nie ma. Chyba wieczności nie będzie
siedział pod prysznicem! Miałam już wyciągać telefon i wybrać do niego numer,
ale właśnie w tym momencie ktoś zakrył dłońmi moje oczy, mówiąc, abym zgadła jego
imię. Doskonale wiedziałam, że to Belg, od razu poznałam ten zapach perfum!
- Wiesz ile ja musiałam czekać?-
Odwróciłam się w jego stronę.
- Dobra, dobra. Chodź, jestem
głodny. Skoczymy na miasto coś zjeść.- Chwycił mnie za rękę.
Wiedziałam, że nie zrobił tego
specjalnie, bo nie chciał mnie zgubić wśród rozwrzeszczanych fanów, jednak
gdyby uczyniłby to bez powodu, na pewno dostałby po tej swojej słodkiej buzi.
Ledwo co przecisnęliśmy się przez
tłum, a obok samochodu Edena pojawili się jego kumple. Nie przypadli mi do
gustu. Jednego z nich zdołałam zauważyć już przed stadionem, kiedy Belg rzucał
we mnie śnieżkami i miło to on się wtedy nie zachował, także teraz to i ja nie
miałam zamiaru zachowywać się przyjaźnie w stosunku do niego.
- Eden, może przedstawisz nam
swoją dziewczynę?- Chłopak, o którym właśnie wspominałam, poruszył wymownie
brwiami.
- Jaką znowu swoją dziewczynę,
idioto?!- Warknęłam na niego i rozkazałam, by Eden dał mi kluczyki do
samochodu.
- Ależ ostra!- Zlustrował mnie
zawadiackim wzrokiem.
- Nie lubię Cię już od samego
początku!- Wytknęłam język i założyłam ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Ona robi to specjalnie.-
Mruknął brunet, wpatrując się na moje
ręce, a raczej chyba piersi.
Tego było już za wiele!
Trzepnęłam go po głowie i wyrwałam z dłoni Edena kluczyki, by móc usiąść na
miejscu pasażera i zamknąć drzwi, by nie słyszeć ich rozmów.
- Lily!- Wrzasnął Belg, kiedy
zauważył jak biję jego przyjaciela.- Cesar, daruj już sobie.- Dodał z
pobłażaniem, kierując twarz w kierunku swojego kolegi.
Przez boczne lusterko
przyglądałam się im, jak jeszcze przez kilka minut rozmawiali,
najprawdopodobniej o mnie. Miałam ochotę
ich wszystkich zdzielić po głowie za plotkowanie na mój temat!
- Lil, dlaczego tak potraktowałaś
Azpilicuetę? – Spytał, kiedy wsiadł do auta.
- Azpilicośtamcośtam, nie lubię
go! Nie każdego muszę lubić!- Zapięłam pasy i odpowiedziałam naburmuszona.
- Nie znasz go nawet, a już
oceniasz.- Westchnął i odpalił.
- To takie pierwsze wrażenie!
Pamiętasz przed Sylwestrem jak wychodziliście ze stadionu? Wtedy się ze mnie
śmiał i gwizdał na mnie, a to nie było miłe zachowanie.
- Po pierwsze uśmiechał, a nie
śmiał. Po drugie tak działa nasza wyobraźnia jak widzimy piękną dziewczynę.-
Zaśmiał się.
- Ty też chcesz oberwać?!-
Rzuciłam, a ten mimowolnie wybuchł przeraźliwym śmiechem.
Miałam do wyboru bar, albo jedzenie na wynos. Oczywiście, że
wybrałam na wynos. Nawet minuty nie spędziłabym w barze, w którym dym
papierosowy był stałym klientem, a puste puszki i butelki po brytyjskim piwie
mu towarzyszyły. Nie wiem, dlaczego sanepid jeszcze nie zajął się tym lokalem..
Przy wyborze dań mieliśmy spory
kłopot. Eden wolał fish’n’chips, ja preferowałam risotto i frytki. Nie
widziałam problemu, żeby wziąć to i to, ale Hazard oczywiście jak to hazard,
musi postawić na swoim. Ostatecznie podpuściłam go, by wziął jeszcze jedną
porcję frytek. Tym razem już nie krakał, że coś mu nie pasuje. Nucąc francuskie
piosenki skierowaliśmy się wprost do jego mieszkania.
Kiedy już siedzieliśmy w salonie,
jedząc niezdrowe jedzenie, na które od czasu do czasu mogliśmy sobie pozwolić,
mój humor znacznie się pogorszył.
- Leah miała mi napisać, czy będę
mogła zamieszkać u niej i Oscara, a na razie nic nie mówi.- Westchnęłam,
popijając pomarańczowy sok.
- Czekaj, u niej i Oscara?
Myślałem, że mieszka sama, bo Oscar ma apartament z Luizem..- Zmarszczył brwi.
Wytrzeszczyłam oczy. Teraz to już chyba będę
mogła pomarzyć o mieszkaniu z Lee. Mówiła, że spyta się Oscara, a to nie on
ostatecznie musi podjąć decyzję.
- Jeśli chcesz możesz mieszkać u
mnie.- Brunet od razu zaproponował, widząc moje zmieszanie.
Chyba nie będę miała innego
wyjścia.. Gdybym miała gdzie mieszkać wszystko wyglądałoby inaczej, mogłam
nocować u Edena, ale tak naprawdę nie chciałam. Nie czułam się w jego
towarzystwie zbyt dobrze, bo przez niego nie mogę przestać myśleć o Chrisie. Wiele
razy powtarzałam mu, że nie powinniśmy utrzymywać ze sobą jakichkolwiek
kontaktów, ale najwidoczniej nie dociera to do niego. Za wszelką cenę chce mi
pomóc odnaleźć się w nowym świecie, ale nie przeczuwa, że w jego towarzystwie
jest mi o wiele trudniej.
Będę musiała znaleźć jakąś pracę
i przez kilka tygodni przemęczyć się z nocowaniem u Belga, by zarobić na
wynajęcie własnego mieszkania w bloku, niedużego, taniego, takiego tylko dla
mnie.
- Porozmawiam jeszcze z moją
przyjaciółką i Oscarem na ten temat.- Odpowiedziałam, myśląc że specjalnie
kłamie, bym u niego została.- Jeśli na
serio nie będę mogła u nich zamieszkać, zwrócę się o pomoc, obiecuję.- Dodałam,
po krótkiej chwili.
- Aha. Nie wierzysz mi, rozumiem.
Myślisz, że specjalnie tak gadam, bo chcę Ciebie sobie podporządkować, chcę
żebyś u mnie nocowała, żebyś była moją własnością, dotarło to do mnie..-
Mimowolnie jego ton zaczął się podnosić.
Z niedowierzaniem wsłuchiwałam
się w jego monolog, analizując oddzielnie każde, wypowiedziane przez niego
słowo.
Nie chciałam go tym zranić, ale
nie byłam przekonana do tego co mówił mi o Oscarze i Lee. Brunetka nie
wspominała mi nic o jakimś Luizie, znaczy chyba raz, ale wątpię żeby chodziło
jej o mieszkanie z nim. Poza tym nie rozumiem, dlaczego Eden zaraz eksplodował
ze złości, nic takiego mu nie powiedziałam, więc byłam wręcz zaniepokojona jego
zachowaniem.
- Eden, uspokój się! Czy ja
mówię, że kłamiesz?!- Wstałam z kanapy. – Po prostu chcę się dowiedzieć więcej
na ten temat, a ty nie masz tu nic do powiedzenia. Chyba, będzie lepiej jak
będę nocować gdzieś indziej. – Westchnęłam i skierowałam się do wyjścia.
Za sobą usłyszałam jeszcze cichą
wiązankę słów z ust Hazarda i kilkakrotnie wypowiadane moje imię. Miałam już
serdecznie dość! Denerwujący do bólu Eden, Lee, która najprawdopodobniej mnie
okłamała i do tego znęcający się kolega Belga, czy można chcieć czegoś więcej?
Szczerze, to zaczęłam już żałować mojego wyjazdu z Valenciennes. Tam
przynajmniej miałabym swój własny kąt, mogłam o miejscu zamieszkania pomyśleć
wcześniej, a nie teraz narzekać na brak warunków..
Wybrałam numer do Leah, by umówić
się z nią gdzieś w kawiarence. Musiała mi dokładniej opowiedzieć o swoim
miejscu zamieszkania, chciałam już teraz w stu procentach wiedzieć, czy to
prawda, że dzieli mieszkanie z Oscarem i innym kolegą.
Po kilkunastu minutach
siedziałyśmy już przy okrągłym stoliku, rozmawiając o mieszkaniu.
- David nie widzi problemu, żebyś
zamieszkała razem z nami.- Posłała mi ciepły uśmiech.
- Wcześniej mówiłaś, że mieszkasz
z Oscarem, o Davidzie nic nie wspominałaś, więc to całkiem inna sytuacja. Nie
chcę wam się zwalać na głowę, poradzę sobie..
- Nie mówiłam Ci wcześniej, bo
wiedziałam, że nie zgodziłabyś się.- Westchnęła, opierając głowę na lewej
dłoni.
- Zawiodłam się, Leah.- Rzuciłam
i wstałam, gdyż do moich oczu zaczęły napływać drobne łzy.
Przecież teraz to ja nawet nie
pokażę się Edenowi ze wstydu..
- Liliana! Mówiłam Ci, że David
zgadza się, żebyś u niego zamieszkała, więc nie rób mi szopek przy ludziach.-
Szepnęła.
- Ale ja nie chcę zwalać się
komuś na głowę. Dam jakoś radę.- Otarłam pojedynczą łzę z policzka i wyszłam z
kawiarenki.
Zagłębiałam się w dalszych
dzielnicach Londynu, nie martwiąc się o to, że się zgubię. Nie przejmowałam się
tym nawet i tak nie miałam zamiaru wracać do domu Edena. Kiedy przechodziłam
obok wielkiego salonu fryzjerskiego, ktoś wręczył mi do ręki niewielką,
błękitną ulotkę.
Miałam ją wyrzucić, ale dopiero
po chwili dostrzegłam na niej ogłoszenie, w którym niejaka Pani Betty chciała
zatrudnić na trzy miesiące opiekunkę dla jej dziecka. Na końcu podany był
numer. Od razu postanowiłam zadzwonić, w końcu potrzebuję pracy! Na początek
dobre i to, przynajmniej nazbierałabym sobie trochę pieniędzy na mieszkanie.
Bez wahania chwyciłam za telefon
i wystukałam podany na kredowej kartce numer.
- Bethany Mayer, w czym mogę
pomóc?- Miała miękki, kojący głos. Na pewno jest miłą kobietą
- Przeczytałam Pani ogłoszenie
i..
- Oh! W końcu ktoś się zgłosił!-
Przerwała mi uradowana. – Gdybyś miała chwilę czasu jutro po południu, to daj
mi znać! Spotkałybyśmy się gdzieś i ustaliłybyśmy wszystko.- Dodała łagodnym
tonem.
-Oczywiście.- Odpowiedziałam,
szczerząc zęby.
Chyba jednak świat mi się całkiem
nie zawalił!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz