piątek, 16 sierpnia 2013

Chapter 20. Like an old married couple.

Widok uszczęśliwionego Edena jeszcze bardziej mnie koił. Już dawno na jego twarzy lśnił ten przecudowny uśmiech.  Wiedziałam, że to po części moja wina, bo dopiero teraz zaczęłam okazywać uczucia do Belga, on robił to już wcześniej, ale nie działało to jako bumerang, ja wcześniej nie mogłam pokazać mu, że cholernie jestem w nim zakochana, dlatego też on na tym cierpiał.
- No, Hazard. W końcu masz się czym, a raczej kim cieszyć.- Przyjaciel bruneta- Cesar spojrzał w moją stronę, kiedy pojawiłyśmy się razem z Lee przy wejściu do szatni.
W tym momencie moim oczom ukazał się Belg, oczywiście w samym ręczniku. Nie powiem, że mój policzek oblał rumieniec  w całkiem intensywnym kolorze, jednak nie byłam zawstydzona. Hazard był mi już bliski i nie miałam się czym wstydzić.
Przytulił mnie z całej siły do siebie, jakby czekał na ten moment wiekami. Możliwe, że to było jedno z jego ukrytych marzeń. Z uśmiechem odwzajemniłam uścisk, po czym musnęłam lekko jego zwilżone włosy.
- Byłeś fantastyczny.- Posłałam mu ciepły uśmiech i odsunęłam się od niego.
Piłkarze szykowali się do pomeczowej konferencji, więc musiałam wyjść z szatni. Wspólnie z Leah odjechałyśmy do domu. Nie było sensu czekać na nich na parkingu. Nie wiadomo ile zeszłobym i to spotkanie, więc postanowiłyśmy pojechać do mieszkania mojego chłopaka, i tam obejrzeć jakiś film, wypić kawę, ewentualnie poplotkować, zwierzyć się.
Wprawdzie to nie rozmawiałam z przyjaciółką o moim związku z Belgiem. To stało się tak szybko, sama nie mogłam pojąć, że to wszystko jest już na tak wysokim poziomie.
Zaparzyłam nam mocnej, brytyjskiej herbaty i usiadłyśmy w salonie, na mojej ulubionej kanapie. Odrzuciłyśmy pomysł z filmem, tylko postanowiłyśmy na poważnie porozmawiać o naszych związkach. Nie pamiętam kiedy rozmawiałam w ten sposób z Leah. Dziewczyna ciągle przedstawiała mi swoje propozycje, z którymi ja nie zawsze się zgadzałam i przez to pojawiały się między nami sprzeczki. Dziś potraktowałyśmy to całkiem inaczej.
- Co teraz zamierzasz zrobić? Mam na myśli tutaj koniec pracy dla Betty, mieszkanie z Hazardem.- Lee upiła łyk gorącej herbaty.
Okej, tego się nie spodziewałam. Ja nie wypytuję ją o rzeczy typu : Co będziesz robić? Mieszkasz z Oscarem i co dalej? Mimo wszystko nie chciałam się kłócić. W końcu miała być to nasza intymna, poważna rozmowa.
- Zamierzam znaleźć pracę na dłuższą metę. Jestem z Belgiem, więc na razie rezygnuję z kupna własnego mieszkania w bloku. Bez sensu byłoby wytracać pieniądze na czynsz, skoro praktycznie każdą wolną chwilę będę spędzać z moim chłopakiem.- Odpowiedziałam ze stoickim spokojem, choć w moich oczach można było dostrzec iskrę złości.
- Ja nie wiem co zrobię. W sumie Oscar mówi, że jego pieniądze nam w pełni wystarczą, jednak nie chcę siedzieć wiecznie w domu. To jest uciążliwe. Jesteś przez 24 godziny na dobę w tym samym pomieszczeniu i przygotowujesz jedynie obiady i kolacje, do tego czasami sprzątasz po kolegach Brazylijczyka, którym nie chce się ruszyć swoich czterech liter pod kosz. Przekonasz się za jakiś czas jak to jest. Codziennie kumple, gra w fifę, wspólne imprezy, golf, bankiety.- Rozłożyła się na mojej kanapie, mówiąc że jest nawet wygodna.
- Jeśli kochasz Oscara, to zrobisz dla niego wszystko.- Uśmiechnęłam się. – Poza tym wśród przyjaciół Edena nie lubię jedynie Azpilicuety. Zawsze pojawia się kiedy nie trzeba, do tego ostatnio miałam z nim potworny koszmar i od tego czasu się go boję.- Zaśmiałam się, mówiąc te słowa, ale na serio byłam uprzedzona co do Hiszpana.
- Azpi jest fajny! Ma świetne poczucie humoru, ale nie wolno go zdenerwować, bo wtedy staje się dość nieprzyjemny. Nie dostrzegłaś dzisiaj, że był nieco zazdrosny o Twój związek z Edenem?- Rzuciła znienacka.
To mnie totalnie rozwaliło. Cesar zazdrosny o mój związek? Nie wydaje mi się.. A jeśli mój sen miał być zapowiedzią czegoś złego? Dobra nie myślmy w ten sposób.
- Wątpię w to. A jeśli nawet, to i tak to niczego nie zmieni. Kocham Edena nie Cesara, więc nie ma o czym mówić.- Odpowiedziałam z lekkim zmieszaniem, bo naprawdę słowa mojej przyjaciółki mnie trochę rozproszyły.
Dziewczyna chciała coś dorzucić do mojej wypowiedzi, ale właśnie w tym momencie do salonu wszedł Oscar, a za nim Hazard.
Nie chciałam, by Belg cokolwiek usłyszał z naszej rozmowy, bo poruszany temat o Azpim mógłby go trochę zaniepokoić, zwłaszcza że są przyjaciółmi.
Poprosiłam Brazylijczyka, by zostali jeszcze z nami przez chwilę, ale odmówili. Planowali wycieczkę do Valenciennes, by brunet mógł poznać rodzinę Lee.
Pomyślałam nawet o tym, by zabrać kiedyś Edena do Francji, ale szybko ten pomysł wypadł mi z głowy. To chyba nie jest jeszcze odpowiedni moment, by poznawać moją rodzinę z nowym chłopakiem. Byli zbyt bardzo przywiązani do Chrisa. Lecz oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Hazard wziął mnie do Belgii. Anglii i Belgii nie dzieli multum kilometrów, więc nic nie stoi na przeszkodzie.
Wszystko jednak dopiero po naszej podróży na Karaiby. To był nasz pierwszy wspólny cel i musimy go zrealizować.
- Byłeś świetny.- Posłałam mu ciepły uśmiech, po czym założyłam dłonie na jego szyi i ucałowałam lekko w policzek.
Belg odwzajemnił uśmiech, a kiedy wzmocnił uścisk na moich biodrach, nie powiem zrobiło mi się gorąco.
Uwielbiałam, kiedy w ten sposób spędzaliśmy wieczory, jednak tym razem był zmęczony po meczu i spokojnie wystarczył nam seans filmowy na mojej ulubionej kanapie.
Przykryliśmy się kołdrą  i wtuleni w siebie oglądaliśmy jakiś thriller, który Eden wybrał ze swojej kolekcji filmowej.
-Jak Ci się podobała atmosfera na stadionie?- Ziewnął, kładąc głowę na moim ramieniu.
-Było całkiem przyjemnie, choć to nie zmienia faktu, że wolę obejrzeć mecz w TV.- Zaśmiałam się, przejeżdżając dłonią po jego ciemnej, gęstej czuprynie.
- Ale oglądając mecz w TV nie masz takiej preferencji wejście do szatni chłopaków.- Musnął moje ramię.
Tutaj w stu procentach się zgodzę. Najlepszą atrakcją meczu była szatnia chłopaków, jednak nie  na wszystko fanki mogą sobie  pozwolić. Dziwię się w ogóle, że ochrona nie zareagowała uczulająco na mnie. Leah pewnie jest już dobrze obcykana w tych sprawach i dla niej to nie żaden problem przemycić przyjaciółkę do królestwa piłkarzy, a z czasem pewnie sama będę obeznana w tym wszystkim.
Kolejny dzień przyniósł optymistyczne myśli. Już wieczorem ruszaliśmy na Karaiby, co mnie niezmiernie cieszyło.
W końcu kilkanaście dni w słońcu, na plaży z chłopakiem mojego życia, bez fleszy, bez sławy, bez piłki. Tylko i wyłącznie my!
Po raz pierwszy od kilku miesięcy wstałam z samego rana i powędrowałam do kuchni. Od zawsze marzył mi się widok kobiety robiącej śniadanie dla swojego faceta, może zabrzmi to dość dziwnie i pewnie większość dziewcząt uzna to za nudne zajęcie, mnie wprost uszczęśliwiało.
Zaspana twarz Edena, ale mimo wszystko przejrzysty uśmiech świadczył o tym, że przypadły mu do gustu takie poranki.
Już od samego początku chciałam sprawić, by nasza podróż zapadła nam jak najdłużej w pamięć, a pierwszy dzień wyprawy jak zwykle może wszystko zepsuć, dlatego też starałam się być bardzo spokojna i radosna, inaczej Belg uległby rozstrojeniu, a wtedy staje się jeszcze gorszy niż przeciętna zdenerwowana kobieta.
Nakryłam do stołu, a po chwili siedzieliśmy z Hazardem i zachowywaliśmy się jak porządne, kochające się małżeństwo. Było to dość dziwnym zjawiskiem, ale nie staliśmy się przeciętną parą, dla której to dopiero początek. Nasz związek to był już wyższy poziom i wątpię, że w tej chwili coś by nas rozłączyło.
Oboje przeszliśmy wiele odnośnie innych związków i odnośnie naszych relacji.
Poznaliśmy się przez ten okres i przez te trzy miesiące, w których praktycznie wcale się nie widywaliśmy, uczucie w naszym sercu z każdym dniem rosło, dlatego też teraz tworzymy tak wspaniałą jedność.
Po śniadaniu dokończyliśmy pakowanie walizek. Nie szło nam to w zbyt ekspresowym czasie, bowiem brunet co kilka minut miał do odebrania telefon z klubu.
I tak było do popołudnia. Całe szczęście, że do treningu uwinęliśmy się ze wszystkim.
Od godziny 14:00 miałam dom jedynie dla siebie. Eden pojechał do punktu treningowego, a ja w spokoju mogłam odreagować i nabrać sił na podróż.

Aż nie mogę się doczekać pierwszego dnia na Karaibach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz