- Gdzie jesteś?!- W słuchawce
usłyszałam zmartwiony a zarazem wściekły głos Hazarda.
- Nie ważne.- Odwarknęłam.
- Liliana! Martwimy się o Ciebie!
Leah mówiła mi, że uciekłaś jej z kawiarenki. No powiedz gdzie jesteś..- Jego
ton z sekundy na sekundę wydawał się być nieco lżejszy.
- Nie wiem..- Westchnęłam w
końcu. Chciałam znaleźć się już w ciepłym mieszkaniu, bo przyznam, że w
Londynie o godzinie 21:00 nie jest zbyt gorąco, a szczególnie na początku
wiosny. Tylko był jeden mały problem. Zgubiłam się..
- Jak nie wiesz?- Spytał znowu
wybuchając. – Opisz dokładnie miejsce, w którym się znajdujesz.
- Jest jakiś wielki sklep,
spożywczy najprawdopodobniej, a obok niego wielkie centrum handlowe i
przystanek.- Rozejrzałam się wokoło.
- Czekaj tam, zaraz po Ciebie
przyjadę.- Odrzekł, ze stoickim spokojem, co ogromnie mnie zdziwiło. Zmienny
jak tutejsza pogoda, chyba zbyt bardzo wczuł się w ten Londyn.
Nie przeczuwałam, że aż tak
bardzo będzie się mną przejmował. To, że zatrzymałam się na kilka dni pod jego
dachem nie oznacza, że ma się mną troszczyć jak własnym dzieckiem. Chyba, że
głęboko w sercu zapamiętał sobie naszą Sylwestrową noc, i dlatego się tak
zachowuje, jakby chciał mi jeszcze bardziej zaimponować.
-Nie rób tego więcej!- Usłyszałam
za sobą, już dobrze znany mi głos, po czym poczułam jak jego ręce oplatają mnie
w talii.
Poczułam lekki przypływ ciepłego
powietrza, którego w tym momencie potrzebowałam najbardziej. Znowu w jego
ramionach poczułam się inaczej. Z troską przytulił mi do siebie, powtarzając wcześniejsze
wypowiedziane przez niego zdanie.
Jego tęczówki jeszcze bardziej
mnie rozgrzały, mimo iż miały wprost lodowaty odcień. Kiedy poczułam jego
mocniejszy ucisk dłoni na moich plecach, wiedziałam co zaraz się stanie. Lekko pochylił
swoją głowę w moją stronę, sprawiając że praktycznie stykaliśmy się czołami.
Lewą ręką przeczesał moje delikatne, kasztanowe włosy i przysunął moją twarz
bliżej swojej. Jego oddech do czerwoności rozpalił moją twarz, a na całym ciele
poczułam przyjemnie mrowienie.
- Nie, Eden.- Szepnęłam, dalej
zatracona kolorem jego wspaniałych tęczówek i zapachem świeżych perfum, które
już na zawsze utkwiły w mojej pamięci.
Odsunęłam się od niego na
bezpieczną odległość i spytałam czy możemy już wrócić do domu. Przytaknął i z
zawstydzeniem oboje ruszyliśmy w stronę jego auta, które zaparkował na
najbliższym parkingu.
W samochodzie panowała grobowa
cisza. Co jakiś czas wymienialiśmy się tylko krótkimi spojrzeniami, które
według mnie oznaczały poważną rozmowę. Zdołałam zapoznać się już z jego
przeszywającym wzrokiem i mniej więcej wiem do czego zmierza. Problem był w
tym, że ja byłam skrępowana. Akcja sprzed kilkunastu minut nadal nie mogła mi
wypaść z głowy i w stu procentach byłam przekonana, że Hazard naprawdę coś do
mnie czuje.
Bałam się, że jeśli dalej będę
mieszkać u niego, może żądać czegoś ode mnie w zamian za to, że dzieli ze mną
swój dom.
W mieszkaniu od razu skierował
się do kuchni, by zaparzyć gorącą herbatę. Ja natomiast wyciągnęłam ciepły koc
i zaszyłam się w moim pokoju, by móc
położyć się i ochłonąć. Nie musiałam długo czekać na bruneta, bo już po kilku
minutach pojawił się z dwoma kubkami wypełnionymi po brzegi żółtawym napojem.
- Możemy porozmawiać?- Spytał
całkiem spokojnie, siadając na rogu łóżka.
Jego ton nie wydawał się zbyt
poważny, jednak wiedziałam, że za moment znowu wybuchnie podniesionym głosem,
kiedy coś mu się nie spodoba.
- Jasne. Więc?- Rzuciłam
beznamiętnie, siadając po turecku.
- Dlaczego nie chcesz u mnie
zamieszkać? Wszyscy próbujemy Tobie pomóc.
Najwięcej angażuję się w to ja, bo od razu po przyjeździe skierowałaś
się pod miejsce treningowe, żeby mnie zobaczyć, dotarło do mnie to, że za mną
tęskniłaś i chciałem, by było Ci dobrze po przyjeździe.- Zaczął, całkiem
łagodnie, dotykając opuszkami palców moją rękę.
- Eden, nie mogę z Tobą
zamieszkać.. Zbyt dużo negatywnych rzeczy wydarzyło się przez Naszą wspólną noc
i ja nie mogę tego zaakceptować ani wymazać z pamięci. Chciałabym, ale pojawia
się niewidoczna bariera, i po prostu nie mogę.- Westchnęłam, czując że za
chwilę wybuchnę potokiem łez.
- Raz jesteś szczęśliwa, tryskasz
energią. Kiedy przyleciałaś do Londynu byłaś w świetnym nastroju, i nie widać
było po tobie tego, że Ci wszystko psuję i rozdrapuję niezagojone rany. Teraz
masz do mnie wyrzuty, że byłem powodem zniszczenia Twojego związku. Nie chcesz
pomocy mojej jak i swojej przyjaciółki, a zaraz będziesz narzekała, że nikt Ci
jej nie dał. Nie rozumiem Cię..- Tak, jak wspominałam, nagle zrobił się
brutalniejszy. Wyrzucał słowa ze zdwojoną złością, sprawiając, że byłam
praktycznie u swojego kresu.
Po swoim dłuższym wypowiedzeniu
wyszedł z sypialni, trzaskając drzwiami. Chwilę później słyszałam jak rozmawiał
z kimś przez telefon. Nie wsłuchiwałam się zbytnio w tą rozmowę, nie obchodziło
mnie to. Wtuliłam twarz w poduszkę, dziękując Bogu za to, że już niedługo będę
mogła rozpocząć pracę u Betty.
Kolejnego dnia obudziłam się w
całkiem przyzwoitym stanie. Przyznam, że nie przejmowałam się wczorajszą
rozmową z Edenem, gdyż dzisiaj będę musiała wytrzymać z nim tylko poranek. On
pojedzie na trening, a ja przeniosę się do miłej kobiety, która nie będzie się
na mnie wydzierała. Po cichu otwarłam
drzwi od sypialni i skierowałam się w stronę salonu, by tam rozłożyć się na
kanapie i przeczytać poranną prasę, w którą Belg zaopatruje się każdego dnia.
On właśnie w tym momencie był
zajęty przygotowaniem śniadania i pakowaniem najważniejszych rzeczy do torby
treningowej. Nie zauważył mnie i nie
usłyszał moich kroków, co mnie jeszcze bardziej ucieszyło. Może obędzie się bez
całkiem niepotrzebnych kłótni i rozmów.
W pewnej chwili jednak poczuł
moją obecność i przyniósł mi talerzyk z dwoma tostami.
- Za chwilę jadę na trening,
podrzucić Ci coś?- Spytał, posyłając mi całkiem przyjacielskie spojrzenie, co
nie powiem, bardzo mnie zdziwiło.
- Nie. Też za chwilę wychodzę.
Umówiłam się na rozmowę w sprawie pracy, wyprowadzam się.- Dodałam,
poważniejszym tonem.
Zranił mnie wczoraj swoimi
odzywkami, i zmieniając swój ton na milszy niech nie myśli, że tak szybko
zapomnę i zacznę traktować go normalnie.
Obmierzył mnie pytającym
spojrzeniem, po czym rzucił pytanie odnośnie mojej pracy.
Nie odpowiedziałam, gdyż nie
widziałam takiej potrzeby. Ja nie wypytywałam się kiedy i o której mają
treningi oraz mecze. Nie było mi to potrzebne, więc i jego nie powinno
obchodzić to, gdzie ja będę pracować.
Specjalnie wyszłam do łazienki,
by wziąć porządny prysznic. On musiał już iść, więc nie przedłużał tej rozmowy.
Aż poczułam ulgę, kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
Teraz już w spokoju będę mogła
przyszykować się na rozmowę wstępną i
żaden Eden Hazard, czy jak wcześniej
mówiłam Raj Ryzyko nie przeszkodzi mi w tym.
Zajęła mi godzina, zanim byłam
gotowa. Zacisnęłam kurczowo pięści i wyszłam z mieszkania. Klucze oczywiście
musiałam odwieźć Edenowi na boisko, gdyż zapasowych nie wziął ze sobą, a musiał
chyba się jakoś dostać do swojego domu, kiedy wróci po treningu.
Komunikacją miejską dostałam się
pod obiekt treningowy Chelsea FC i ruszyłam w stronę boiska. Miałam niewielkie
problemy, gdyż ochroniarze nie chcieli mnie wpuścić do środka obiektu, a
przecież musiałam mu jakoś podać te klucze. Było małe prawdopodobieństwo, że
odbierze telefon, bo podczas zajęć nie mogą wnieść ze sobą komórek. Miałam już
poczekać do zakończenia ćwiczeń i zadzwonić do Betty, że się spóźnię, ale
właśnie zobaczyłam przyjaciela Edena, który ostatnim razem był mile
zafascynowany moimi piersiami.
- Ej!- Krzyknęłam do niego, a
ochrona z zaciekawieniem na twarzy spoglądała w moją stronę. Pewnie myśleli, że
nie zareaguje na moje słowa, a kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę i
zawadiacki uśmiech zagościł na jego twarzy, ich mina całkiem zrzedła.
- Przekaż Hazardowi klucze do
domu.- Pomachałam mu pęczkiem kluczy, a ten od razu pojawił się przy moim boku.
Miałam totalną polewkę z ochrony,
która teraz z wyraźnym zaskoczeniem patrzyła się na nas. Na przyszłość już
pewnie nie wywiną mi takich numerów i będą wiedzieli, że należy mnie wpuścić.
- A będę miał coś w zamian?-
Zapytał, robiąc minę słodkiego psiaka.
-Wybacz, ale nie znam Cię zbyt
dobrze, żeby Ci coś obiecywać.- Ukazałam mu szereg białych zębów.
- Cesar jestem, Azpilicueta. –
Wyciągnął rękę.
- To też nie wystarczy.- Posłałam
mu pewne spojrzenie.
– Wredna jesteś!- Zmarszczył
brwi, ale po chwili chwycił granatowy brelok wraz z kluczami.
- Wybacz, ale muszę już iść. Jestem
umówiona. Na razie.- Machnęłam ręką na pożegnanie i dość szybkim krokiem
wyszłam z obiektu.
To było dość dziwne, bo chyba po
raz pierwszy rozmowa nam się kleiła.
Byłam spóźniona na rozmowę z Bethany
i chyba nie będzie zadowolona, jeśli pojawię się kilkanaście minut później.
Wsiadłam do pierwszej lepszej
taksówki i wskazałam kierowcy karteczkę, na której miałam zapisany adres
kawiarenki, w której miałam spotkać się z kobietą.
W niecałe piętnaście minut
dotarłam na miejsce, więc nie było aż tak źle. Blondynka oczywiście czekała już
na mnie, popijając gorącą kawę.
- Witam. Przepraszam za
spóźnienie, ale miałam lekki kłopot z dotarciem.- Wypuściłam zalegające
powietrze z płuc.
- Nic się nie stało, słońce. Mam
trochę mało czasu, więc możemy przejść do rzeczy?- Rzuciła, spoglądając na
zegarek.
Przytaknęłam jej głową, po czym
zaczęłyśmy wszystko uzgadniać.
Pracę miałam zacząć już od jutra,
co mi się od razu spodobało. Dostałam także swój mały pokoik, także mogłam
zabrać ze sobą więcej rzeczy niż tylko same ubrania.
Cholernie cieszyłam się na tą pracę,
pomimo że będzie trwała tylko 3
miesiące. Przez ten czas zarobię na niewielkie mieszkano w jakimś bloku, a tego
chyba potrzebuję najbardziej- własnego domu. W międzyczasie będę przeglądała
anonse, by poszukać coś na dłuższą metę, tutaj w Anglii na pewno coś się
znajdzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz