czwartek, 15 sierpnia 2013

Chapter 13. It's only my life.

- Gdzie jesteś?!- W słuchawce usłyszałam zmartwiony a zarazem wściekły głos Hazarda.
- Nie ważne.- Odwarknęłam.
- Liliana! Martwimy się o Ciebie! Leah mówiła mi, że uciekłaś jej z kawiarenki. No powiedz gdzie jesteś..- Jego ton z sekundy na sekundę wydawał się być nieco lżejszy.
- Nie wiem..- Westchnęłam w końcu. Chciałam znaleźć się już w ciepłym mieszkaniu, bo przyznam, że w Londynie o godzinie 21:00 nie jest zbyt gorąco, a szczególnie na początku wiosny. Tylko był jeden mały problem. Zgubiłam się..
- Jak nie wiesz?- Spytał znowu wybuchając. – Opisz dokładnie miejsce, w którym się znajdujesz.
- Jest jakiś wielki sklep, spożywczy najprawdopodobniej, a obok niego wielkie centrum handlowe i przystanek.- Rozejrzałam się wokoło.
- Czekaj tam, zaraz po Ciebie przyjadę.- Odrzekł, ze stoickim spokojem, co ogromnie mnie zdziwiło. Zmienny jak tutejsza pogoda, chyba zbyt bardzo wczuł się w ten Londyn.
Nie przeczuwałam, że aż tak bardzo będzie się mną przejmował. To, że zatrzymałam się na kilka dni pod jego dachem nie oznacza, że ma się mną troszczyć jak własnym dzieckiem. Chyba, że głęboko w sercu zapamiętał sobie naszą Sylwestrową noc, i dlatego się tak zachowuje, jakby chciał mi jeszcze bardziej zaimponować.

-Nie rób tego więcej!- Usłyszałam za sobą, już dobrze znany mi głos, po czym poczułam jak jego ręce oplatają mnie w talii.
Poczułam lekki przypływ ciepłego powietrza, którego w tym momencie potrzebowałam najbardziej. Znowu w jego ramionach poczułam się inaczej. Z troską przytulił mi do siebie, powtarzając wcześniejsze wypowiedziane przez niego zdanie.
Jego tęczówki jeszcze bardziej mnie rozgrzały, mimo iż miały wprost lodowaty odcień. Kiedy poczułam jego mocniejszy ucisk dłoni na moich plecach, wiedziałam co zaraz się stanie. Lekko pochylił swoją głowę w moją stronę, sprawiając że praktycznie stykaliśmy się czołami. Lewą ręką przeczesał moje delikatne, kasztanowe włosy i przysunął moją twarz bliżej swojej. Jego oddech do czerwoności rozpalił moją twarz, a na całym ciele poczułam przyjemnie mrowienie.
- Nie, Eden.- Szepnęłam, dalej zatracona kolorem jego wspaniałych tęczówek i zapachem świeżych perfum, które już na zawsze utkwiły w mojej pamięci.
Odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość i spytałam czy możemy już wrócić do domu. Przytaknął i z zawstydzeniem oboje ruszyliśmy w stronę jego auta, które zaparkował na najbliższym parkingu.
W samochodzie panowała grobowa cisza. Co jakiś czas wymienialiśmy się tylko krótkimi spojrzeniami, które według mnie oznaczały poważną rozmowę. Zdołałam zapoznać się już z jego przeszywającym wzrokiem i mniej więcej wiem do czego zmierza. Problem był w tym, że ja byłam skrępowana. Akcja sprzed kilkunastu minut nadal nie mogła mi wypaść z głowy i w stu procentach byłam przekonana, że Hazard naprawdę coś do mnie czuje.
Bałam się, że jeśli dalej będę mieszkać u niego, może żądać czegoś ode mnie w zamian za to, że dzieli ze mną swój dom.
W mieszkaniu od razu skierował się do kuchni, by zaparzyć gorącą herbatę. Ja natomiast wyciągnęłam ciepły koc i zaszyłam się w moim pokoju, by móc położyć się i ochłonąć. Nie musiałam długo czekać na bruneta, bo już po kilku minutach pojawił się z dwoma kubkami wypełnionymi po brzegi żółtawym napojem.
- Możemy porozmawiać?- Spytał całkiem spokojnie, siadając na rogu łóżka.
Jego ton nie wydawał się zbyt poważny, jednak wiedziałam, że za moment znowu wybuchnie podniesionym głosem, kiedy coś mu się nie spodoba.
- Jasne. Więc?- Rzuciłam beznamiętnie, siadając po turecku.
- Dlaczego nie chcesz u mnie zamieszkać? Wszyscy próbujemy Tobie pomóc.  Najwięcej angażuję się w to ja, bo od razu po przyjeździe skierowałaś się pod miejsce treningowe, żeby mnie zobaczyć, dotarło do mnie to, że za mną tęskniłaś i chciałem, by było Ci dobrze po przyjeździe.- Zaczął, całkiem łagodnie, dotykając opuszkami palców moją rękę.
- Eden, nie mogę z Tobą zamieszkać.. Zbyt dużo negatywnych rzeczy wydarzyło się przez Naszą wspólną noc i ja nie mogę tego zaakceptować ani wymazać z pamięci. Chciałabym, ale pojawia się niewidoczna bariera, i po prostu nie mogę.- Westchnęłam, czując że za chwilę wybuchnę potokiem łez.
- Raz jesteś szczęśliwa, tryskasz energią. Kiedy przyleciałaś do Londynu byłaś w świetnym nastroju, i nie widać było po tobie tego, że Ci wszystko psuję i rozdrapuję niezagojone rany. Teraz masz do mnie wyrzuty, że byłem powodem zniszczenia Twojego związku. Nie chcesz pomocy mojej jak i swojej przyjaciółki, a zaraz będziesz narzekała, że nikt Ci jej nie dał. Nie rozumiem Cię..- Tak, jak wspominałam, nagle zrobił się brutalniejszy. Wyrzucał słowa ze zdwojoną złością, sprawiając, że byłam praktycznie u swojego kresu.
Po swoim dłuższym wypowiedzeniu wyszedł z sypialni, trzaskając drzwiami. Chwilę później słyszałam jak rozmawiał z kimś przez telefon. Nie wsłuchiwałam się zbytnio w tą rozmowę, nie obchodziło mnie to. Wtuliłam twarz w poduszkę, dziękując Bogu za to, że już niedługo będę mogła rozpocząć pracę u Betty.

Kolejnego dnia obudziłam się w całkiem przyzwoitym stanie. Przyznam, że nie przejmowałam się wczorajszą rozmową z Edenem, gdyż dzisiaj będę musiała wytrzymać z nim tylko poranek. On pojedzie na trening, a ja przeniosę się do miłej kobiety, która nie będzie się na mnie wydzierała.  Po cichu otwarłam drzwi od sypialni i skierowałam się w stronę salonu, by tam rozłożyć się na kanapie i przeczytać poranną prasę, w którą Belg zaopatruje się każdego dnia.
On właśnie w tym momencie był zajęty przygotowaniem śniadania i pakowaniem najważniejszych rzeczy do torby treningowej.  Nie zauważył mnie i nie usłyszał moich kroków, co mnie jeszcze bardziej ucieszyło. Może obędzie się bez całkiem niepotrzebnych kłótni i rozmów.
W pewnej chwili jednak poczuł moją obecność i przyniósł mi talerzyk z dwoma tostami.
- Za chwilę jadę na trening, podrzucić Ci coś?- Spytał, posyłając mi całkiem przyjacielskie spojrzenie, co nie powiem, bardzo mnie zdziwiło.
- Nie. Też za chwilę wychodzę. Umówiłam się na rozmowę w sprawie pracy, wyprowadzam się.- Dodałam, poważniejszym tonem.
Zranił mnie wczoraj swoimi odzywkami, i zmieniając swój ton na milszy niech nie myśli, że tak szybko zapomnę i zacznę traktować go normalnie.
Obmierzył mnie pytającym spojrzeniem, po czym rzucił pytanie odnośnie mojej pracy.
Nie odpowiedziałam, gdyż nie widziałam takiej potrzeby. Ja nie wypytywałam się kiedy i o której mają treningi oraz mecze. Nie było mi to potrzebne, więc i jego nie powinno obchodzić to, gdzie ja będę pracować.
Specjalnie wyszłam do łazienki, by wziąć porządny prysznic. On musiał już iść, więc nie przedłużał tej rozmowy. Aż poczułam ulgę, kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.
Teraz już w spokoju będę mogła przyszykować się na rozmowę wstępną i żaden Eden Hazard, czy jak  wcześniej mówiłam Raj Ryzyko nie przeszkodzi mi w tym.
Zajęła mi godzina, zanim byłam gotowa. Zacisnęłam kurczowo pięści i wyszłam z mieszkania. Klucze oczywiście musiałam odwieźć Edenowi na boisko, gdyż zapasowych nie wziął ze sobą, a musiał chyba się jakoś dostać do swojego domu, kiedy wróci po treningu.
Komunikacją miejską dostałam się pod obiekt treningowy Chelsea FC i ruszyłam w stronę boiska. Miałam niewielkie problemy, gdyż ochroniarze nie chcieli mnie wpuścić do środka obiektu, a przecież musiałam mu jakoś podać te klucze. Było małe prawdopodobieństwo, że odbierze telefon, bo podczas zajęć nie mogą wnieść ze sobą komórek. Miałam już poczekać do zakończenia ćwiczeń i zadzwonić do Betty, że się spóźnię, ale właśnie zobaczyłam przyjaciela Edena, który ostatnim razem był mile zafascynowany moimi piersiami.
- Ej!- Krzyknęłam do niego, a ochrona z zaciekawieniem na twarzy spoglądała w moją stronę. Pewnie myśleli, że nie zareaguje na moje słowa, a kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę i zawadiacki uśmiech zagościł na jego twarzy, ich mina całkiem zrzedła.
- Przekaż Hazardowi klucze do domu.- Pomachałam mu pęczkiem kluczy, a ten od razu pojawił się przy moim boku.
Miałam totalną polewkę z ochrony, która teraz z wyraźnym zaskoczeniem patrzyła się na nas. Na przyszłość już pewnie nie wywiną mi takich numerów i będą wiedzieli, że należy mnie wpuścić.
- A będę miał coś w zamian?- Zapytał, robiąc minę słodkiego psiaka.
-Wybacz, ale nie znam Cię zbyt dobrze, żeby Ci coś obiecywać.- Ukazałam mu szereg białych zębów.
- Cesar jestem, Azpilicueta. – Wyciągnął rękę.
- To też nie wystarczy.- Posłałam mu pewne spojrzenie.
– Wredna jesteś!- Zmarszczył brwi, ale po chwili chwycił granatowy brelok wraz z kluczami.
- Wybacz, ale muszę już iść. Jestem umówiona. Na razie.- Machnęłam ręką na pożegnanie i dość szybkim krokiem wyszłam z obiektu.
To było dość dziwne, bo chyba po raz pierwszy rozmowa nam się kleiła.

Byłam spóźniona na rozmowę z Bethany i chyba nie będzie zadowolona, jeśli pojawię się kilkanaście minut później.
Wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki i wskazałam kierowcy karteczkę, na której miałam zapisany adres kawiarenki, w której miałam spotkać się z kobietą.
W niecałe piętnaście minut dotarłam na miejsce, więc nie było aż tak źle. Blondynka oczywiście czekała już na mnie, popijając gorącą kawę.
- Witam. Przepraszam za spóźnienie, ale miałam lekki kłopot z dotarciem.- Wypuściłam zalegające powietrze z płuc.
- Nic się nie stało, słońce. Mam trochę mało czasu, więc możemy przejść do rzeczy?- Rzuciła, spoglądając na zegarek.
Przytaknęłam jej głową, po czym zaczęłyśmy wszystko uzgadniać.
Pracę miałam zacząć już od jutra, co mi się od razu spodobało. Dostałam także swój mały pokoik, także mogłam zabrać ze sobą więcej rzeczy niż tylko same ubrania.

Cholernie cieszyłam się na tą pracę, pomimo że będzie trwała  tylko 3 miesiące. Przez ten czas zarobię na niewielkie mieszkano w jakimś bloku, a tego chyba potrzebuję najbardziej- własnego domu. W międzyczasie będę przeglądała anonse, by poszukać coś na dłuższą metę, tutaj w Anglii na pewno coś się znajdzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz