piątek, 16 sierpnia 2013

Chapter 22. All good things come to an end.

Przed powrotnym lotem do Londynu spędziliśmy bardzo przyjemnie czas na plaży, znajdującej się kilka metrów od naszego hotelu.
Nie chciałam wracać do deszczowej Anglii, tutaj było przecudownie, atmosfera i pogoda, taka jaką wprost uwielbiałam. Edenowi też się tutaj podobało, jednak pod koniec robił się jakiś marudny, może naprawdę w ten sposób działa na niego słońce, w sumie w Europie praktycznie nigdy nie był taki przybity.  Mimo wszystko nie chciałam mu dokuczać, a tym samym pogarszać swojego nastroju.
Jednak trudno było mi powstrzymać język za zębami. Ciągle pytałam go czy wszystko okej, ale ten odpowiadał mi jedynie jakimiś półsłowami, których nawet nie mogłam zrozumieć. Ostatecznie gdy nie wiedział co robić, zaciągną mnie do sypialni, by pokazać, że naprawdę czuje się wyśmienicie i jego zachowanie nie jest związane z czymś poważnym. W pełni zadowolona wyszłam z apartamentu, bo przyznam, że takie zakończenie przygody w Portoryko było wprost cudownym uwieńczeniem  naszej podróży.
Z bagażem pełnym wspomnień ruszyliśmy na lotnisko, skąd udaliśmy się prosto do stolicy Anglii. Podróż minęła nawet spokojnie, praktycznie całą drogę przespałam na ramieniu Belga, a on oglądał jakieś japońskie kreskówki, które cały czas mnie śmieszyły, a raczej śmieszył mnie fakt, że dorosły facet uwielbia to oglądać. Wylądowaliśmy cali i zdrowi. Strefy czasowe są czymś okropnym, więc tym razem musiałam przyzwyczaić się do brytyjskiego zegarka. Znużona opadłam bezwładnie obok Hazarda i nie ruszałam się stamtąd podajże przez całe 20 godzin.
Wstałam dopiero wtedy, kiedy do salonu wparowali koledzy mojego chłopaka i postanowili urządzić dosłownie mówiąc ;rzeź.
Kiedy zauważyłam sylwetkę Cesara, od razu odwróciłam się w drugą stronę, mając nadzieję, że nie zauważył moich otwartych oczu. Mimo wszystko ten sen nie był dla mnie zwykłym koszmarem, mój problem tkwił w tym, że wierzyłam w każde sny i po prostu bałam się jakiegokolwiek kontaktu z Hiszpanem.
- Słyszałem, że się świetnie bawiłaś.- Azpi jednak nie dał za wygraną.
- Było cudownie, możesz zrobić swojej dziewczynie taką niespodziankę i zabrać ją załóżmy na Kubę.
- Nie mam dziewczyny, ale z Tobą chętnie pojadę.- Zaśmiał się prosto w moją twarz, a ja myślałam, że roztłukę go na drobne kawałki.
Przetarłam swoje powieki i mimo wszystko postanowiłam wstać. Nie było sensu leżeć i ukrywać się pod kołdrą, skoro on i tak się do mnie dobijał.
Odnalazłam Edena w kuchni, który przygotowywał kolejną porcję drinków. Nie cieszyłam się zbyt  bardzo, bowiem grupka podchmielonych osób robi się bardzo nachalna, a ja tego nie toleruję.
Przekręciłam machinalnie oczami i powróciłam do salonu, by wkręcić się w rozmowę z chłopakami. Oczywiście nie musiałam się wstydzić, ani bać, że mogą mieć mnie daleko gdzieś, bo Azpiego nawet kręciło to, że jestem razem z nimi.
Pokazałam im wszystkie zdjęcia z aparatu, które udało mi się znaleźć i opowiedziałam trochę historyjek, które przytrafiły nam się podczas pobytu na Karaibach.
- Kolejne wakacje mamy tam zagwarantowane!- Luiz potarł ręce, by pokazać, że jest już przygotowany na taką podróż.
Cieszyłam się niezmiernie, że spodobały im się moje zdjęcia, opowieści i to dzięki mnie postanowili spędzić kolejne wakacje na Karaibach. Może uda nam się wszystkim wyjechać tam za rok. Na pewno byłoby przyjemniej i radośniej spędzić ten czas z innymi znajomymi. We dwoje czasem jest nudno, bo nie ma co robić, a chyba codzienne leżenie na plaży i spędzanie czasu  w sypialni nie jest zbyt ciekawym zajęciem na tego typu wycieczkach.
Po chwili przyszedł do nas mój ukochany brunet, który postawił na stole kolejne szklanki z alkoholem.  Odsunęłam się od wszystkich i usiadłam na kanapie. Byłam jeszcze trochę rozkojarzona, a jet lag nadal dawał w kość. Naciągnęłam na siebie koc i pół wzrokiem  przyglądałam się grupce przyjaciół, którym naprawdę spodobały się Karaiby.
- Za kilka tygodni jedziemy na sparingi do USA.- Azpi ucieszony chwycił po szklankę z whisky.
Edenowi aż oczy zabłyszczały z niedowierzania, a ja mimo wszystko nie byłam skora do uśmiechu. Będę musiała spędzić jakiś czas sama w Londynie, ewentualnie odwiedzę rodziców.
Tak w ogóle to już dawno byłam w Valenciennes. Wszystko było spowodowane rozstaniem z Chrisem, ale nie na tym świat się kończy. Pewnie znalazł sobie inną dziewczynę, tak jak ja znalazłam Edena.
Ułożyłam się wygodniej na kanapie i nie wsłuchując się w rozmowę chłopaków znów odpłynęłam. Gdyby nie Cesar zapewne dalej bym spała. Mimo wszystko zaczęłam już przyzwyczajać się do przyjaciół Hazarda. Azpi nie był wcale taki zły, a Luiza to chyba z wesołego miasteczka podkosili! Takiego rozweselonego charakteru to ja jeszcze nie widziałam!

-Lily?- Usłyszałam głos Edena.
Myślałam, że chłopacy jeszcze są w domu, a Belg zbudził mnie, by powiedzieć, że idą na miasto czy coś w tym stylu. Okazało się, że była już 23:00 a mi się trochę przysnęło.
Otarłam zaspane powieki i chciałam już iść do naszej sypialni, ale Hazard okazał się szybszy i chwycił mnie w pasie, a po chwili niósł mnie już na rękach.
- Czym sobie zasłużyłam?- Mruknęłam cicho, przeczesując jego czarne włosy.
Otrzymałam jedynie długi pocałunek, a to oczywiście zapoczątkowało dość długą noc.
- Nie jesteś senna, prawda?- Uśmiechnął się zawadiacko, po czym ułożył mnie lekko na naszym łóżku i zaczął rozpinać po kolei granatowe guziki od koszuli.
- Przypomniał mi się Sylwester.- Spojrzałam mu prosto w oczy, kiedy namiętnie obsypywał moją szyję pocałunkami.
- A ja pamiętam do dziś, jak mówiłaś do mnie Raj Ryzyko. Zaśmiał się, a ja razem z nim.
Już dawno widziałam Edena w takim nastroju, choć wiem, że po części to zasługa whisky i innych alkoholi, którymi delektował się wraz z kolegami kilka godzin temu.
- Do Sylwestra jeszcze dużo czasu, ale na pewno powtórzymy to jeszcze nie raz.- Szepnął nakręcony prosto do ucha, a ja w tym momencie przejęłam pałeczkę. Za bardzo się napali chłopak i mu jeszcze nie wyjdzie.
Wpiłam się w jego usta, dłońmi lekko wędrując po jego całym ciele. To było coś nowego, jeszcze nigdy nie czuliśmy do siebie takiego pożądania jak teraz. Zawsze z lekkością podchodziliśmy do tych spraw, a tu dzisiaj zmiana planów. Szczerze powiedziawszy podobało mi się to.
Zmęczona opadłam na ramiona brązowookiego i lekko ucałowałam jego gorący policzek.
- Kocham Cię.- Szepnęłam cicho, mocniej ściskając jego dłoń.
Posłał mi ciepłe spojrzenie, po czym musnął moje czoło i tępo wbił wzrok w sufit.
Wygodniej ułożyłam się na jego torsie i przymknęłam powieki. Takie wieczory, a raczej już noce to ja chcę spędzać dosłownie codziennie.

Od godziny 1:00 nie mogłam praktycznie spać. Wierciłam się w łóżku, a po kilkunastu minutach zaczęłam krzątać się po całym mieszkaniu.
Próbowałam obejrzeć jakiś serial, jednak to wcale nie przykuwało mojej uwagi, zaparzyłam sobie gorącą herbatę i w spokoju siedziałam przy blacie w kuchni i piłam napar, który wprost koił całe moje ciało.
Miałam już wychodzić, kiedy usłyszałam czyjeś kroki przy drzwiach. Z początku myślałam, że to koledzy Edena robią sobie jaja, jak to czasami mieli w zwyczaju, jednak kiedy usłyszałam płacz dziecka od razu zrobiło mi się jakoś dziwnie.
Zaczęłam się bać, chciałam wyjrzeć co się dzieje na zewnątrz, jednak postanowiłam zbudzić najpierw Hazarda. Nie miałam odwagi podejść sama do drzwi o 1:00 w nocy i patrzeć, czy ktoś przypadkiem nie zabija małego dziecka.
Hazard  przebudził się na moje zawołanie, a kiedy usłyszał jak mówię mu o płaczu dziecka, od razu otrzeźwiał, jakby w 100% wiedział co się dzieje na zewnątrz.
W przeciągu kilkunastu sekund nałożył spodnie i koszulkę, po czym jak najszybciej pobiegł pod drzwi.
- Zostań w pokoju, zobaczę co się dzieje.- Odpowiedział podenerwowany.
Ukryłam się za murkiem, chciałam wiedzieć co się stało. Wiem, że byłam ciekawską osobą, ale również martwiłam się o Edena.
Myślałam, że dostanę zawału, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Już chciałam podejść do brązowookiego, ale właśnie w tym momencie otworzył drzwi.
Nie widziałam dokładnie co się dzieje, ale chciałam przysłuchiwać się całej sytuacji.
W progu ujrzałam dość młodą dziewczynę o brązowym kolorze włosów, na rękach trzymała małe dziecko, najprawdopodobniej chłopca. Dziwiło mnie to, co ta kobieta robi tutaj o tej porze?
Po kilku sekundach zaczęło do mnie dochodzić, że ona może mieć coś wspólnego z Edenem, w końcu żadna dziewczyna z dzieckiem nie przychodziła by tu po północy, do tego on zachowywał się dość dziwnie.
Moje podejrzenia zaczynały nabierać sensu, kiedy dokładnie przyjrzałam się sytuacji, w której mój chłopak całował dziecko w czoło, a z brązowowłosą wymieniał dość spontaniczne spojrzenia.
-Eden ja już dłużej tak nie wytrzymam. Potrzebujemy Cię! Sama nie daję rady..- Kiedy usłyszałam głos dziewczyny myślałam, że spłonę.
- Ja wiem. Ustaliliśmy, że będziesz płacił alimenty i nic więcej, ale ja potrzebuję twojej pomocy! Samej jest mi trudno..- Załkała, a  do moich oczu zaczęły napływać łzy.
Zebrałam się w sobie i naciągając na siebie bluzę, podeszłam pod drzwi, by dowiedzieć się w końcu o co chodzi.
Zaszklonym wzrokiem  spojrzałam Edenowi w oczy. Nie chciałam mu robić teraz wyrzutów, ale nie mogłam wytrzymać. Okazało się, że przez długi okres mojego życia, mojego uczucie do niego było ślepe i fałszywe, bez wzajemności. Nie był wobec mnie szczery..
- Kochanie, wyjaśnię Ci to później.- Chwycił mnie za ramię, a ja właśnie w tym momencie poczułam do niego niechęć.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że masz dziecko?!- Wrzasnęłam, sprawiając, że mała istota wybuchła gromkim płaczem.
W tym momencie nie obchodziło mnie to. Musiałam się dowiedzieć całej prawdy.
-Daj mi chwilę, zaraz Ci to wytłumaczę.- Ze stoickim spokojem, jak zawsze, znów ułożył rękę na moim ramieniu.
Nie chciałam nawet słuchać jego słów.
Po moim policzku spłynął potok łez, a ja zdruzgotana uciekłam do sypialni.
Nie chciałam mieć z nim już nic wspólnego.
Wyciągnęłam z szafy walizkę i bez zastanowienia zaczęłam pakować wszystkie moje rzeczy.

Wracam do Valenciennes.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz