czwartek, 15 sierpnia 2013

Chapter 15. It's too early to forget.

Pierwsza noc w nowym otoczeniu nie była zbyt przyjemna. Prawdę mówiąc to leżałam z otwartymi oczami i ślepo wbijając wzrok w sufit, rozmyślałam o rozmowach między mną a Betty. Ona jest niesamowitą kobietą. Potrafi znaleźć dobre rozwiązanie do każdej sytuacji i nie przychodzi jej to z trudnością.  Chciałam, żeby to, co mówiła o Edenie okazało się prawdą. Mimo wszystko jakaś cząstka jego pozostała w moim sercu i nie potrafię się jej pozbyć. Może i dziewczyna ma rację, że to moje bezczelne zachowanie wszystko psuje. Przecież on nie chce dla mnie źle, martwi się o mnie. A zresztą.. już sama nie wiem co mam o tym sądzić. Zbyt dużo wydarzyło się w ostatnich miesiącach, by tak nagle zacząć całkiem nowe życie. Potrzebuję trochę czasu zanim podejmę jakąkolwiek dobrą, a być może złą decyzję.
- Cholera!- Usłyszałam głos Bethany, a po chwili dźwięk odbijającego się od podłogi budzika.
Zapewne już 5:00. Dziewczyna o tej godzinie miała zbierać się na pociąg. Ze stoickim spokojem również mogłam wstać i porozglądać się nieco po mieszkaniu, mimo wszystko właśnie teraz zaczął morzyć mnie sen. Nie mogłam pozwolić sobie na zbyt długą drzemkę, bo Caroline niedługo wstanie i będę musiała się nią zająć, mimo wszystko pozwoliłam, by Morfeusz objął mnie swoimi potężnymi ramionami.
- Co robisz?!- Wrzasnęłam na rozweselonego bruneta, łapiącego mnie w talii.
- Masz u mnie dług, nie pamiętasz? Przekazałem klucz Edenowi, coś za coś.- Zaśmiał mi się prosto w twarz, po czym zaczął unosić moją bluzkę ku górze.
- Pomocy!- Krzyknęłam raz, a potem drugi. Oczywiście na nic to się zdało..
- Zamknij się! Chyba nie chcesz skończyć jeszcze gorzej, prawda kotku?- Musnął moje drżące od strachu usta, a po chwili swoją umięśnioną ręką pchnął na drewnianą ławkę, znajdującą się blisko stadionu.
Myślałam, że umrę pod tym obiektem. Chłopak z każdą minutą wydawał się być coraz groźniejszy, obawiałam się, że za chwilę dojdzie do najgorszego.. a wtedy nie wymażę z mojej pamięci tego spotkania już do końca mojego życia.
- Ej! Cesar..- Oboje usłyszeliśmy podenerwowany głos Edena.
Jestem uratowana.  Całe szczęście, że Belg się tutaj pojawił! Brunet, który usiłował mnie zgwałcić właśnie w tym momencie uciekł gdzieś w boczną alejkę. Hazard próbował pobiec za nim, jednak kiedy zauważył, że to ja jestem ofiarą to do mnie podszedł.
- Wszystko w porządku?- Spytał zdruzgotany i przyciągnął moją zapłakaną twarz do swojego torsu.
Byłam szczerze przekonana, że nie znajdę nikogo innego takiego jak Eden. Był całkiem odmiennym facetem, nie z tej ziemi. W jego objęciach czułam się w stu procentach bezpieczna, wiedziałam, że obroni mnie nawet w takich sytuacjach, gdzie oboje będziemy narażeni na utratę życia.
Moje złe przeczucia, przerażenie, szybkie bicie serca zaczęło powoli opadać, kiedy złożył na moim czole pełen otuchy pocałunek. Wiedziałam, że teraz będę miała go cały czas przy sobie.
Z  impetem otworzyłam powieki i  poczułam z jaką szybkością bije moje serce. Czułam, że za chwilę eksploduję, a razem ze mną cały świat. Wszystko zlewało się przed moimi oczami, a to co dosłownie chwilę temu przedstawiło mi się w mojej bujnej wyobraźni wydawało się być prawdą. Dłońmi zaczęłam przesuwać po całym łóżku, i czując w dotyku miękką kołdrę, od razu utwierdziłam się w przekonaniu, że to tylko  jeden z gorszych snów, które ostatnio miewam bardzo często.
Dopiero po kilku minutach bezczynnego leżenia i  regenerowania swoich myśli, usłyszałam, że mała Caroline mnie potrzebuje. Zerwałam się jak najszybciej z łóżka i z prędkością światła popędziłam do jej malutkiego pokoiku.  Dziewczynka nie dawała za siebie i chyba chciała obudzić cały blok swoim głośnym płaczem.  Nie miałam jeszcze wprawy do zajmowania się maluchami, ale po kilkunastu minutach udało mi się zmienić jej pieluchę i zrobić śniadanie, według rozpiski, którą Betty zostawiła mi na stole w kuchni.
Trochę zaspałam i to dlatego Caro zapłaciła mi swoim głośnym płaczem. Kiedy już była najedzona i przewinięta, uspokoiła się.  Włączyłam jej TV, by mogła pooglądać sobie swoje ulubione kreskówki, a sama przyciągnęłam nogi pod podbródek i zaczęłam od początku interpretować sen, który od samego rana  zaprząta moją głowę.
Przed moimi oczami znów pojawia się scena, gdzie kolega mojego amanta oczekuje ode mnie współżycia seksualnego. Mimo wszystko przez moje ciało nie przechodzą ciarki, ze względu na strach jaki czuję, kiedy dotykają mnie ręce Hiszpana, tylko na moment, kiedy ląduje prosto w objęciach Belga i czuję jego miękkie usta na moim czole.  To wydaje się być trochę dziwne i głupie, że w ogóle tak bardzo przejmuję się tym snem, zresztą od zawsze wmawiam sobie, że sny wnoszą coś do naszego realnego życia i nie są tylko zwykłymi, pojawiającymi się z nikąd historyjkami. Może i teraz ja wydam się w tej kwestii dziwna i nieobliczalna, ale tak właśnie czuję.
Nie zwracam nawet uwagi, kiedy mała prosi mnie, bym spojrzała na ekran i zobaczyła przystojnego, wyidealizowanego królewicza, który skradł serce pięknej  złotowłosej królewnie, wskutek czego postanowili pobrać się w ogromnym pałacu jego ojca. Muszę przyznać, że chciałabym wrócić do czasów, gdzie jako mała dziewczynka marzyłam o księciu z bajki i miodowym życiu w królestwie pełnym bogactw, przy boku mężnego, rozsądnego mężczyzny, który w stu procentach będzie dbał o  mnie przez całe życie. W tym wieku każdy wierzy w magiczne happy endy , w końcu to jest idealizowane. Problem narasta, kiedy młoda dziewczynka staje się dorosłą kobietą i dostrzega, że prawdziwy świat nie jest taki idealny jak w ulubionych bajkach.  Założenie własnej rodziny, a także znalezienie pracy i prowadzenie swojej życiowej wędrówki nie jest takie proste jak w ekranie TV, gdzie człowiek od razu cieszy się z sukcesu. Takie małe istotki ubzdurają sobie za dużo, a później słabną, bo nie spodziewały się takiego obrotu sprawy. No cóż, pozostaje tylko myśl dorośniesz, to zobaczysz, bo małej istocie nie chce odbierać się tych wyidealizowanych myśli i marzeń.
Z zamyślenia wybił mnie dźwięk mojego telefonu. Caroline, jako posłuszna dziewczynka  chwyciła moją komórkę ze stolika i podała mi ją tak, jakby to było najważniejsze połączenie mojego życia. I chyba najprawdopodobniej było. Aż coś mnie ściska, kiedy widzę czarne litery tworzące imię Chris.
Bez względu na to, że za moment Caroline zacznie płakać, bo wyłączyłam jej ulubioną bajkę, odebrałam połączenie i z ogromnym biciem serca czekałam na pierwsze słowa Chrisa. Łatwo nie było, bo przez kolejne sekundy nie usłyszałam żadnego słowa. Ciągle powtarzałam słucham, ale mimo wszystko nie doczekałam się na to odpowiedzi.
Po chwili słyszałam już tylko przerywany dźwięk. Ze złością rzuciłam komórką o stolik, aż  odbił się od niego i spadł  na (całe szczęście) miękki kremowy dywan.
Naciągnęłam na twarz koc, który moment temu oplatał małą, a ta zrozumiała to jako początek zabawy. Długo nie mogłam ściągnąć jej z mojej głowy, a kiedy mi się to udało znów usłyszałam dźwięk komórki. Tym razem nie miałam ochoty odbierać. Dość wrażeń jak na dziś, jestem już wykończona!
Napisałam jedynie sms-a do Leah, że potrzebuję jej wsparcia i adres, pod który ma przyjść. Nie musiałam długo czekać, by zjawiła się w progu mieszkania Bethany.
- Co się dzieje, kochanie?- Ucałowała mój policzek, kiedy weszła do domu.
- Chodź do salonu. Nie mam kompletnie już siły.- Odpowiedziałam półprzytomna i wskazałam jej drogę. W międzyczasie zapoznała się z Caroline, a ja przygotowałam ciepłe napoje, by lepiej nam się rozmawiało.
Myślałam, że mała brunetka będzie nam przeszkadzać, ale jak widać bajki o królewnie i królewiczu ją mocno wciągnęły.
- Co się dzieje?- Lee wydawała się być lekko przejęta moim zachowaniem.
- Dzwonił do mnie Christopher.- Wydukałam, przypominając sobie jego minę, kiedy powiedziałam mu o zdradzie.
- Czego chciał?- Zapytała z ogromnym zaciekawieniem, co szczerze mnie mocno zdenerwowało.
- Ja nie wiem, już nic nie wiem! To wszystko jest jakieś dziwne! Dzwoni, nie odzywa się, później się rozłącza. Do tego jakieś sny. Omamy. Eden. To jest jakaś paranoja! Miałam odżyć tu w Londynie, a jak widać jest jeszcze gorzej.
- Nikt nie mówił, że od razu będzie jak w siódmym  niebie! Jesteś tu raptem kilka tygodni i chcesz, żeby wszystko wyglądało jak kilka miesięcy temu, a nawet i lepiej?
- Jakoś ty od razu czułaś się spełniona, gdy tu przyjechałaś.. Poza tym kilka tygodni wystarczy, by czuć się choć odrobinę lepiej, a ja czuję się gorzej niż po utracie Chrisa. To nie jest normalne. Żyłam już świadomością, że Chrisa nie ma i nie będzie, a tu nagle dzisiaj zadzwonił i rozdrapał mi rany na nowo..- Westchnęłam, opadając bezczynnie na ramię przyjaciółki.
- Jest za wcześnie, by o wszystkim zapomnieć, Lily. Musisz być twarda, i nie możesz pozwolić, by taki telefon zbił Cię z tropu.- Objęła mnie ramieniem.
- A co jeśli on mnie dalej kocha i dzięki temu wysyła mi jakieś sygnały?- Spytałam, bezbronnie.

- To już chyba nie możliwe, Lil. Gdyby Cię kochał, nie pozwoliłby Ci odejść.- Tymi słowami dobiła mi gwoździa, którego wbił we mnie Christopher.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz