Pierwsza noc w nowym otoczeniu
nie była zbyt przyjemna. Prawdę mówiąc to leżałam z otwartymi oczami i ślepo
wbijając wzrok w sufit, rozmyślałam o rozmowach między mną a Betty. Ona jest
niesamowitą kobietą. Potrafi znaleźć dobre rozwiązanie do każdej sytuacji i nie
przychodzi jej to z trudnością.
Chciałam, żeby to, co mówiła o Edenie okazało się prawdą. Mimo wszystko
jakaś cząstka jego pozostała w moim sercu i nie potrafię się jej pozbyć. Może i
dziewczyna ma rację, że to moje bezczelne zachowanie wszystko psuje. Przecież
on nie chce dla mnie źle, martwi się o mnie. A zresztą.. już sama nie wiem co
mam o tym sądzić. Zbyt dużo wydarzyło się w ostatnich miesiącach, by tak nagle
zacząć całkiem nowe życie. Potrzebuję trochę czasu zanim podejmę jakąkolwiek
dobrą, a być może złą decyzję.
- Cholera!- Usłyszałam głos
Bethany, a po chwili dźwięk odbijającego się od podłogi budzika.
Zapewne już 5:00. Dziewczyna o
tej godzinie miała zbierać się na pociąg. Ze stoickim spokojem również mogłam
wstać i porozglądać się nieco po mieszkaniu, mimo wszystko właśnie teraz zaczął
morzyć mnie sen. Nie mogłam pozwolić sobie na zbyt długą drzemkę, bo Caroline
niedługo wstanie i będę musiała się nią zająć, mimo wszystko pozwoliłam, by
Morfeusz objął mnie swoimi potężnymi ramionami.
- Co robisz?!- Wrzasnęłam na rozweselonego bruneta, łapiącego mnie w
talii.
- Masz u mnie dług, nie pamiętasz? Przekazałem klucz Edenowi, coś za
coś.- Zaśmiał mi się prosto w twarz, po czym zaczął unosić moją bluzkę ku
górze.
- Pomocy!- Krzyknęłam raz, a potem drugi. Oczywiście na nic to się
zdało..
- Zamknij się! Chyba nie chcesz skończyć jeszcze gorzej, prawda kotku?-
Musnął moje drżące od strachu usta, a po chwili swoją umięśnioną ręką pchnął na
drewnianą ławkę, znajdującą się blisko stadionu.
Myślałam, że umrę pod tym obiektem. Chłopak z każdą minutą wydawał się
być coraz groźniejszy, obawiałam się, że za chwilę dojdzie do najgorszego.. a
wtedy nie wymażę z mojej pamięci tego spotkania już do końca mojego życia.
- Ej! Cesar..- Oboje usłyszeliśmy podenerwowany głos Edena.
Jestem uratowana. Całe
szczęście, że Belg się tutaj pojawił! Brunet, który usiłował mnie zgwałcić
właśnie w tym momencie uciekł gdzieś w boczną alejkę. Hazard próbował pobiec za
nim, jednak kiedy zauważył, że to ja jestem ofiarą to do mnie podszedł.
- Wszystko w porządku?- Spytał zdruzgotany i przyciągnął moją zapłakaną
twarz do swojego torsu.
Byłam szczerze przekonana, że nie znajdę nikogo innego takiego jak
Eden. Był całkiem odmiennym facetem, nie z tej ziemi. W jego objęciach czułam
się w stu procentach bezpieczna, wiedziałam, że obroni mnie nawet w takich
sytuacjach, gdzie oboje będziemy narażeni na utratę życia.
Moje złe przeczucia, przerażenie, szybkie bicie serca zaczęło powoli
opadać, kiedy złożył na moim czole pełen otuchy pocałunek. Wiedziałam, że teraz
będę miała go cały czas przy sobie.
Z
impetem otworzyłam powieki i
poczułam z jaką szybkością bije moje serce. Czułam, że za chwilę
eksploduję, a razem ze mną cały świat. Wszystko zlewało się przed moimi oczami,
a to co dosłownie chwilę temu przedstawiło mi się w mojej bujnej wyobraźni
wydawało się być prawdą. Dłońmi zaczęłam przesuwać po całym łóżku, i czując w
dotyku miękką kołdrę, od razu utwierdziłam się w przekonaniu, że to tylko jeden z gorszych snów, które ostatnio miewam
bardzo często.
Dopiero po kilku minutach
bezczynnego leżenia i regenerowania
swoich myśli, usłyszałam, że mała Caroline mnie potrzebuje. Zerwałam się jak
najszybciej z łóżka i z prędkością światła popędziłam do jej malutkiego pokoiku. Dziewczynka nie dawała za siebie i chyba
chciała obudzić cały blok swoim głośnym płaczem. Nie miałam jeszcze wprawy do zajmowania się
maluchami, ale po kilkunastu minutach udało mi się zmienić jej pieluchę i
zrobić śniadanie, według rozpiski, którą Betty zostawiła mi na stole w kuchni.
Trochę zaspałam i to dlatego Caro
zapłaciła mi swoim głośnym płaczem. Kiedy już była najedzona i przewinięta,
uspokoiła się. Włączyłam jej TV, by
mogła pooglądać sobie swoje ulubione kreskówki, a sama przyciągnęłam nogi pod podbródek
i zaczęłam od początku interpretować sen, który od samego rana zaprząta moją głowę.
Przed moimi oczami znów pojawia
się scena, gdzie kolega mojego amanta oczekuje
ode mnie współżycia seksualnego. Mimo wszystko przez moje ciało nie przechodzą
ciarki, ze względu na strach jaki czuję, kiedy dotykają mnie ręce Hiszpana,
tylko na moment, kiedy ląduje prosto w objęciach Belga i czuję jego miękkie
usta na moim czole. To wydaje się być
trochę dziwne i głupie, że w ogóle tak bardzo przejmuję się tym snem, zresztą
od zawsze wmawiam sobie, że sny wnoszą coś do naszego realnego życia i nie są
tylko zwykłymi, pojawiającymi się z nikąd historyjkami. Może i teraz ja wydam
się w tej kwestii dziwna i nieobliczalna, ale tak właśnie czuję.
Nie zwracam nawet uwagi, kiedy
mała prosi mnie, bym spojrzała na ekran i zobaczyła przystojnego,
wyidealizowanego królewicza, który skradł serce pięknej złotowłosej królewnie, wskutek czego
postanowili pobrać się w ogromnym pałacu jego ojca. Muszę przyznać, że
chciałabym wrócić do czasów, gdzie jako mała dziewczynka marzyłam o księciu z
bajki i miodowym życiu w królestwie pełnym bogactw, przy boku mężnego,
rozsądnego mężczyzny, który w stu procentach będzie dbał o mnie przez całe życie. W tym wieku każdy
wierzy w magiczne happy endy , w
końcu to jest idealizowane. Problem narasta, kiedy młoda dziewczynka staje się
dorosłą kobietą i dostrzega, że prawdziwy świat nie jest taki idealny jak w
ulubionych bajkach. Założenie własnej
rodziny, a także znalezienie pracy i prowadzenie swojej życiowej wędrówki nie
jest takie proste jak w ekranie TV, gdzie człowiek od razu cieszy się z
sukcesu. Takie małe istotki ubzdurają sobie za dużo, a później słabną, bo nie
spodziewały się takiego obrotu sprawy. No cóż, pozostaje tylko myśl dorośniesz, to zobaczysz, bo małej
istocie nie chce odbierać się tych wyidealizowanych myśli i marzeń.
Z zamyślenia wybił mnie dźwięk
mojego telefonu. Caroline, jako posłuszna dziewczynka chwyciła moją komórkę ze stolika i podała mi
ją tak, jakby to było najważniejsze połączenie mojego życia. I chyba najprawdopodobniej
było. Aż coś mnie ściska, kiedy widzę czarne litery tworzące imię Chris.
Bez względu na to, że za moment
Caroline zacznie płakać, bo wyłączyłam jej ulubioną bajkę, odebrałam połączenie
i z ogromnym biciem serca czekałam na pierwsze słowa Chrisa. Łatwo nie było, bo
przez kolejne sekundy nie usłyszałam żadnego słowa. Ciągle powtarzałam słucham, ale mimo wszystko nie
doczekałam się na to odpowiedzi.
Po chwili słyszałam już tylko
przerywany dźwięk. Ze złością rzuciłam komórką o stolik, aż odbił się od niego i spadł na (całe szczęście) miękki kremowy dywan.
Naciągnęłam na twarz koc, który
moment temu oplatał małą, a ta zrozumiała to jako początek zabawy. Długo nie
mogłam ściągnąć jej z mojej głowy, a kiedy mi się to udało znów usłyszałam
dźwięk komórki. Tym razem nie miałam ochoty odbierać. Dość wrażeń jak na dziś,
jestem już wykończona!
Napisałam jedynie sms-a do Leah,
że potrzebuję jej wsparcia i adres, pod który ma przyjść. Nie musiałam długo
czekać, by zjawiła się w progu mieszkania Bethany.
- Co się dzieje, kochanie?-
Ucałowała mój policzek, kiedy weszła do domu.
- Chodź do salonu. Nie mam
kompletnie już siły.- Odpowiedziałam półprzytomna i wskazałam jej drogę. W
międzyczasie zapoznała się z Caroline, a ja przygotowałam ciepłe napoje, by
lepiej nam się rozmawiało.
Myślałam, że mała brunetka będzie
nam przeszkadzać, ale jak widać bajki o królewnie i królewiczu ją mocno
wciągnęły.
- Co się dzieje?- Lee wydawała
się być lekko przejęta moim zachowaniem.
- Dzwonił do mnie Christopher.-
Wydukałam, przypominając sobie jego minę, kiedy powiedziałam mu o zdradzie.
- Czego chciał?- Zapytała z
ogromnym zaciekawieniem, co szczerze mnie mocno zdenerwowało.
- Ja nie wiem, już nic nie wiem!
To wszystko jest jakieś dziwne! Dzwoni, nie odzywa się, później się rozłącza.
Do tego jakieś sny. Omamy. Eden. To jest jakaś paranoja! Miałam odżyć tu w
Londynie, a jak widać jest jeszcze gorzej.
- Nikt nie mówił, że od razu
będzie jak w siódmym niebie! Jesteś tu
raptem kilka tygodni i chcesz, żeby wszystko wyglądało jak kilka miesięcy temu,
a nawet i lepiej?
- Jakoś ty od razu czułaś się
spełniona, gdy tu przyjechałaś.. Poza tym kilka tygodni wystarczy, by czuć się
choć odrobinę lepiej, a ja czuję się gorzej niż po utracie Chrisa. To nie jest
normalne. Żyłam już świadomością, że Chrisa nie ma i nie będzie, a tu nagle
dzisiaj zadzwonił i rozdrapał mi rany na nowo..- Westchnęłam, opadając
bezczynnie na ramię przyjaciółki.
- Jest za wcześnie, by o
wszystkim zapomnieć, Lily. Musisz być twarda, i nie możesz pozwolić, by taki
telefon zbił Cię z tropu.- Objęła mnie ramieniem.
- A co jeśli on mnie dalej kocha
i dzięki temu wysyła mi jakieś sygnały?- Spytałam, bezbronnie.
- To już chyba nie możliwe, Lil.
Gdyby Cię kochał, nie pozwoliłby Ci odejść.- Tymi słowami dobiła mi gwoździa,
którego wbił we mnie Christopher.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz