czwartek, 15 sierpnia 2013

Chapter 19. New life.

Rola opiekunki powoli dobiegała końca.  Betty dzwoniła do mnie wieczorem, by poinformować, że już jutro po południu będzie w Londynie. Z jednej strony cieszyłam się, bo w końcu otrzymam moje pieniądze, a z drugiej strony będzie mi cholernie brakowało czasu spędzonego z małą, która dosłownie w każdej chwili potrafiła mnie rozbawić.
O moim związku z Edenem trąbiły już wszystkie portale, a mało tego. Nawet Caroline stała się sławnym dzieckiem, rzekomo moim i Hazarda. A to wszystko powstało po niewinnym, jednym, krótkim spacerze do parku. Ciężko było się domyślić, że taka osoba jak Eden wywoła furorę w angielskich mediach, przecież niecały rok temu przeniósł się tutaj. Mimo wszystko oboje czuliśmy lekki dyskomfort. Już nawet strach się było gdzieś pokazywać w centrum, jakoś nie chciałam stać się obiektem plotek, jak się ubieram, jak chodzę, jaką ma fryzurę, kolor szminki, ale przecież wiadomo, że londyńska prasa wychwyci dosłownie wszystko, do tego poprzekręca kilka rzeczy, aby było ciekawiej, i pieniądze zarabiają na takich ofiarach. Mniejsza z tym, i tak nie czytam tych magazynów, które i tak prędzej czy później lądują w koszu na śmieci.
Po krótkich namowach Edena jak i swoich przemyśleniach, postanowiłam, że wrócę do jego mieszkania. Wprawdzie zaczęliśmy nowy okres w naszym życiu i nie chciałam tracić pieniędzy na specjalnie mieszkanie dla mnie, bowiem i tak czas spędzałabym pewnie u Belga. Układa nam się niesamowicie pięknie i nie mam nawet na co narzekać. Czasami aż nie mogę pojąć, że to wszystko nabrało kolorowych barw i w końcu jest tak, jak być powinno. Gdyby nie on i jego walka, pewnie dalej chodziłabym po Valenciennes i wspominała rzeczy, które tylko ranią duszę.
- Może po zakończeniu sezonu udamy się w jakąś piękną, przecudną podróż, hmm? Tylko ty i ja..- Brunet ucałował moją prawą dłoń, leżąc na kanapie w mieszkaniu Bethany.
Pierwsze co zrobiłam to wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Nie chodzi mi tutaj o tą piękną, przecudną podróż, tylko o Hazarda, który brzmiał tak, jakby to było najważniejsze pytanie w jego życiu.
- No jasne, że się wybierzemy!- Klasnęłam w dłonie i posłałam mu uśmiech, który i tak po chwili przeobraził się w śmiech. Belg wyglądał przekomicznie, chociaż wiem, że robił to z dobrych intencji i nie powinnam w ten sposób reagować.
Czułam, że znalazłam faceta swojego życia. Z Chrisem po czterech latach nie łączyło mnie tyle, ile z Edenem po zaledwie miesiącu! Brązowooki był całkiem inny. Potrafił o mnie zawalczyć, czułam się przy nim jak przy prawdziwym mężczyźnie. Chris przesładzał, nasz związek otoczony był lukrem i kolorową posypką, a to po jakimś czasie się nudzi. Przynajmniej mi. Oczywiście kochałam go, i to bardzo, tak że nie zwracałam uwagi na to, jak wygląda nasz związek. Ważne, że byliśmy my i nasza miłość.
Tak cholernie przeżywałam tą rozłąkę, a teraz wychodzi na to, że potrzebowałam przełamania, czegoś innego.  Z Edenem w każdej chwili mogę się posprzeczać, mogę powiedzieć mu swoje zdanie, nie zgodzić się na jego umowy. Oczywiście nasz związek na tym ubolewa, ale z drugiej strony kłótnie są potrzebne, spajają ze sobą ludzi, wyrażamy więcej uczuć. Jest świeżej.
- Co byś powiedziała na Karaiby?- Rzucił całkiem przelotnie.
- Nie stać mnie. Myślałam o czymś tańszym.- Westchnęłam.
- Głupek- Zaśmiał się.
Naszą pogawędkę na temat miejsca podróży przerwał dzwonek do drzwi. Była to na pewno Betty, która miała pojawić się w mieszkaniu o tej porze.
Razem z małą pobiegłyśmy do wyjścia, by przywitać się z jej mamą. Nie myliłyśmy się, w progu stała uśmiechnięta od ucha do ucha Bethany, która czekała jedynie na chwilę, kiedy uściśnie swoją córkę.
Przyglądałam się temu zajściu z boku i muszę przyznać, że cudownie jest mieć taką małą istotkę przy swoim boku, która kocha całym sercem.
Kiedy Caro wróciła uradowana w podskokach do salonu, taszcząc za sobą wielkie pudełko z lalką Barbie, ja przywitałam się z Betty. Jako przyjaciółki też się za sobą stęskniłyśmy. Chciałam jej powiedzieć, że ma jeszcze jednego gościa w pokoju, ale właśnie w tym momencie przy nas pojawił się Eden, a na twarzy dziewczyny zagościł promienny uśmiech, gdyż wiedziała o co chodzi.
Zaparzyłam nam wszystkim truskawkowej herbaty i na spokojnie mogliśmy obmówić wszystko, co działo się na przestrzeni tych trzech miesięcy. Przede wszystkim zdałam jej relację z zachowania Caroline, a Betty wręczyła mi pieniądze za opiekę nad małą.
Fajnie jest uściskać w ręku niezłą gromadkę banknotów i myśleć, że są one tylko i wyłącznie dla Ciebie.
- Dziękuję Ci Lily za pomoc! Będziemy w kontakcie!- Przytuliłyśmy się na pożegnanie, a po chwili razem z Edenem wyszliśmy na zewnątrz i zapakowaliśmy moje walizki do jego samochodu.
- W końcu wrócisz do swojego pierwszego mieszkania.- Chwycił mnie za rękę, kiedy zaparkował samochód na swojej posiadłości. Muszę przyznać, że stęskniłam się za tym mieszkaniem, ogrodem, za wspomnieniami, które zawsze ukazują mi się przed oczyma, kiedy widzę ten dom.
Przez próg mieszkania przeniósł mnie jak pannę młodą.
- I żeby mi było to ostatni raz. Mam na myśli przeprowadzki. Od dziś to również Twoje mieszkanie.- Musnął mój policzek.
- Tak, tak Eden. Ta herbata Ci zaszkodziła?- Spytałam, pukając lekko palcem w jego czoło.
Było miło i to bardzo, ale niech nie przyzwyczaja się zbyt szybko. Podszedł chyba zbyt poważnie do tej sprawy. Nie jestem jego żoną.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy ujrzałam beżową kanapę, wyposażoną w brązowy koc, czekający wprost na mnie.
Hazard doskonale wiedział, że jest to moje miejsce odpoczynku i regeneracji, dlatego nie zdziwił się, kiedy ujrzał mnie w pół śpiącą na kanapie, z włączonym telewizorem w tle.
Czułam jak bardziej naciąga na mnie koc, i sam siada obok mnie, po części opasając się materiałem koloru brązowego.  Mimo wszystko nie chciało mi się wstawać i przyciągać go do siebie.
Nie czułam się zmęczona, ale kilka godzin snu minęły jak z bicza strzelił.
Nie wiedziałam nawet kiedy brunet zaczął zbierać się na mecz, który rozgrywali dzisiejszego wieczoru.  Obiecałam wspierać go z trybun, miałam nawet bilet, dlatego też jak najprędzej skoczyłam pod prysznic i przygotowałam się do wyjścia.
Chciałam zrobić wyrzuty Hazardowi za to, że nie zbudził mnie wcześniej, ale nie miałam zamiaru go denerwować. I tak pewnie odczuwa lekki stres, w końcu grają z mistrzem Anglii, Manchesterem United. Czerwone Diabły mają przecudowną passę i zapewnie nie zamierzają jej przerwać.
- Strzelisz mi gola?- Spytałam, kiedy wychodziliśmy.
Oczywiście chciałam jakoś go rozbawić, żeby nie czuł takiego wielkiego stresu.
- Dla Ciebie wszystko.- Zaśmiał się i oboje wsiedliśmy do jego auta.
Jednak moje słowa zawsze działają.
Pod stadionem spotkałam się z Lee, która czekała już na mnie od kilku minut. Wspólnie powędrowaliśmy w stronę sektorów, by zająć nasze miejsca.
Spotkanie było bardzo oryginalne, dlatego też na stadionie pojawiło się wiele gwiazd. Szlagierowe spotkania zawsze były moimi specjałami. To dzięki mojej przyjaciółce zaczęłam powoli wdrażać się w świat piłki nożnej i poznawać takie drużyny jak Chelsea, Arsenal, Tottenham, Manchester United, Manchester City.
Wieczorami praktycznie zawsze wisiałam nad telewizorem i bacznie obserwowałam znane mi sylwetki z Chelsea.
Nieźle jest się tak popatrzeć na osoby w telewizji, które widuje się praktycznie codziennie na żywo. Taka frajda i zaszczyt, że znasz te same postacie, które odgrywają ważną rolę w meczach angielskiej ligi.
Razem z Leah zajęłyśmy miejsca i z niecierpliwością czekałyśmy na pierwszy gwizdek.
Mecz zapowiadał się niesamowicie, ale tutaj jest właśnie pomyłka.. Mecz nie był na mega obrotach. United nie dawali z siebie wszystkiego, odpoczywali już. Wygrali ligę i nie muszą się dalej starać. Chelsea też nie grała zbyt dobrze. Dość często faulowali przeciwników, a ich strzały wyglądały jak podania. Oczywiście każdy ma swój słabszy dzień, ale dobrze usłyszałam jak Benitez na konferencji powiedział : Jesteśmy przygotowani na ten mecz jak nigdy. Tutaj chyba trochę przewyższył swoje oceny.
Końcówka meczu była jak najbardziej obiecująca, ale z każdą minutą wszyscy traciliśmy nadzieję na jaką kol wiek akcję. W sumie remis z tak dobrą drużyną też jest dobry, ale dla Niebieskich liczyła się jedynie wygrana.
W ostatnich minutach meczu The Blues dokonali czegoś nie z tej ziemi! Juan Mata posłał piłkę prosto do siatki, a cały stadion wybuchł niepohamowanymi oklaskami  na cześć Hiszpana.
Jeszcze nigdy nie widziałam tak przecudnego widoku, jak obłęd wiernych fanów piłki nożnej.
Po ostatnim gwizdku sędziego Leah chciała zabrać mnie do szatni chłopaków.
Powiedziała, że dziewczyny, fanki, przyjaciele zawsze przychodzą do szatni po meczu.

Nie byłam tego taka pewna, poza ty to będzie moja pierwsza wizyta w takim obiekcie, a widok piłkarzy z ręcznikiem okręconym wokół bioder może spowodować u mnie zawał, a chyba nikt nie chce, żebym wylądowała w szpitalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz