piątek, 16 sierpnia 2013

Chapter 23. What will happen next?

Nic nie mogło mnie zatrzymać w Londynie. Chyba w każdym miejscu znajdzie się coś, co by mnie od niego odtrącało. Najbardziej będzie mi brakować Betty i małej Caroline, z którymi zżyłam się chyba najbardziej.
Dziewczyna Edena, która okazała się jego żoną została po tym całym zajściu na noc. Rankiem, kiedy brunet jeszcze spał, na spokojnie zamieniłam z nią kilka słów. Nie zachowywałam się natrętnie, bo nie chciałam walczyć o niego, tak właściwie to ona powinna mieć do mnie wyrzuty, w końcu to chyba przeze mnie ich małżeństwo wisiało na włosku. Brązowowłosa okazała się bardzo sympatyczną osobą pochodzącą z Belgii. Dużo opowiedziała mi o sobie, Hazardzie i ich małym potomku. Łamało mi się serce, kiedy słyszałam jak do bruneta zwraca się mężu. To nieprawdopodobne, że byłam w związku z facetem, który miał żonę. Jego przyjaciele na pewno o tym wiedzieli! W końcu Cesar dawał mi jakieś znaki swoimi podrywami, pewnie nie chciał bym później cierpiała w tym związku, a ja oczywiście głupia wymyślałam, że to jakieś koszmary.
Kiedy wyjaśniłam sobie wszystko z żoną Edena czułam się w 100% oczyszczona. Nie kłóciłyśmy się, tylko normalnie wytłumaczyłyśmy wszystko. Z drugiej strony nie wiedziałam nawet, że Hazard jest jakiś rok po ślubie. Nie widziałam obrączki, zdjęć z Natashą- tak miała na imię jego żona jaki i synem -Yanisem.
Z moim już chyba byłym chłopakiem nie miałam o czym rozmawiać. Wszystko wyjaśniła mi Natasha, poza tym nie chciałam widzieć go na oczy. Bez pożegnania pociągnęłam za sobą wszystkie walizki z moimi rzeczami na lotnisko. Przedostatni bilet zabukowałam dzisiaj rano, także nie musiałam się martwić od drogę powrotną do Francji.

Zakończyłam swój rozdział w Londynie, ciekawe na co teraz przyjdzie kolej? Hiszpania? Włochy? Może Stany Zjednoczone? Wątpię, żebym tam również znalazła swoje prawdziwe szczęście, przecież tutaj miało być tak cudownie, tak pięknie z Edenem, z Naszą miłością do siebie. A teraz? Pozostały mi jedynie wspomnienia i zdjęcia z Sylwestra i wakacji, do których będę wracać z uśmiechem na twarzy, bo jest do czego. Nie chodzi tu tylko o Belga, ale o doświadczenia i wrażenia.

Chapter 22. All good things come to an end.

Przed powrotnym lotem do Londynu spędziliśmy bardzo przyjemnie czas na plaży, znajdującej się kilka metrów od naszego hotelu.
Nie chciałam wracać do deszczowej Anglii, tutaj było przecudownie, atmosfera i pogoda, taka jaką wprost uwielbiałam. Edenowi też się tutaj podobało, jednak pod koniec robił się jakiś marudny, może naprawdę w ten sposób działa na niego słońce, w sumie w Europie praktycznie nigdy nie był taki przybity.  Mimo wszystko nie chciałam mu dokuczać, a tym samym pogarszać swojego nastroju.
Jednak trudno było mi powstrzymać język za zębami. Ciągle pytałam go czy wszystko okej, ale ten odpowiadał mi jedynie jakimiś półsłowami, których nawet nie mogłam zrozumieć. Ostatecznie gdy nie wiedział co robić, zaciągną mnie do sypialni, by pokazać, że naprawdę czuje się wyśmienicie i jego zachowanie nie jest związane z czymś poważnym. W pełni zadowolona wyszłam z apartamentu, bo przyznam, że takie zakończenie przygody w Portoryko było wprost cudownym uwieńczeniem  naszej podróży.
Z bagażem pełnym wspomnień ruszyliśmy na lotnisko, skąd udaliśmy się prosto do stolicy Anglii. Podróż minęła nawet spokojnie, praktycznie całą drogę przespałam na ramieniu Belga, a on oglądał jakieś japońskie kreskówki, które cały czas mnie śmieszyły, a raczej śmieszył mnie fakt, że dorosły facet uwielbia to oglądać. Wylądowaliśmy cali i zdrowi. Strefy czasowe są czymś okropnym, więc tym razem musiałam przyzwyczaić się do brytyjskiego zegarka. Znużona opadłam bezwładnie obok Hazarda i nie ruszałam się stamtąd podajże przez całe 20 godzin.
Wstałam dopiero wtedy, kiedy do salonu wparowali koledzy mojego chłopaka i postanowili urządzić dosłownie mówiąc ;rzeź.
Kiedy zauważyłam sylwetkę Cesara, od razu odwróciłam się w drugą stronę, mając nadzieję, że nie zauważył moich otwartych oczu. Mimo wszystko ten sen nie był dla mnie zwykłym koszmarem, mój problem tkwił w tym, że wierzyłam w każde sny i po prostu bałam się jakiegokolwiek kontaktu z Hiszpanem.
- Słyszałem, że się świetnie bawiłaś.- Azpi jednak nie dał za wygraną.
- Było cudownie, możesz zrobić swojej dziewczynie taką niespodziankę i zabrać ją załóżmy na Kubę.
- Nie mam dziewczyny, ale z Tobą chętnie pojadę.- Zaśmiał się prosto w moją twarz, a ja myślałam, że roztłukę go na drobne kawałki.
Przetarłam swoje powieki i mimo wszystko postanowiłam wstać. Nie było sensu leżeć i ukrywać się pod kołdrą, skoro on i tak się do mnie dobijał.
Odnalazłam Edena w kuchni, który przygotowywał kolejną porcję drinków. Nie cieszyłam się zbyt  bardzo, bowiem grupka podchmielonych osób robi się bardzo nachalna, a ja tego nie toleruję.
Przekręciłam machinalnie oczami i powróciłam do salonu, by wkręcić się w rozmowę z chłopakami. Oczywiście nie musiałam się wstydzić, ani bać, że mogą mieć mnie daleko gdzieś, bo Azpiego nawet kręciło to, że jestem razem z nimi.
Pokazałam im wszystkie zdjęcia z aparatu, które udało mi się znaleźć i opowiedziałam trochę historyjek, które przytrafiły nam się podczas pobytu na Karaibach.
- Kolejne wakacje mamy tam zagwarantowane!- Luiz potarł ręce, by pokazać, że jest już przygotowany na taką podróż.
Cieszyłam się niezmiernie, że spodobały im się moje zdjęcia, opowieści i to dzięki mnie postanowili spędzić kolejne wakacje na Karaibach. Może uda nam się wszystkim wyjechać tam za rok. Na pewno byłoby przyjemniej i radośniej spędzić ten czas z innymi znajomymi. We dwoje czasem jest nudno, bo nie ma co robić, a chyba codzienne leżenie na plaży i spędzanie czasu  w sypialni nie jest zbyt ciekawym zajęciem na tego typu wycieczkach.
Po chwili przyszedł do nas mój ukochany brunet, który postawił na stole kolejne szklanki z alkoholem.  Odsunęłam się od wszystkich i usiadłam na kanapie. Byłam jeszcze trochę rozkojarzona, a jet lag nadal dawał w kość. Naciągnęłam na siebie koc i pół wzrokiem  przyglądałam się grupce przyjaciół, którym naprawdę spodobały się Karaiby.
- Za kilka tygodni jedziemy na sparingi do USA.- Azpi ucieszony chwycił po szklankę z whisky.
Edenowi aż oczy zabłyszczały z niedowierzania, a ja mimo wszystko nie byłam skora do uśmiechu. Będę musiała spędzić jakiś czas sama w Londynie, ewentualnie odwiedzę rodziców.
Tak w ogóle to już dawno byłam w Valenciennes. Wszystko było spowodowane rozstaniem z Chrisem, ale nie na tym świat się kończy. Pewnie znalazł sobie inną dziewczynę, tak jak ja znalazłam Edena.
Ułożyłam się wygodniej na kanapie i nie wsłuchując się w rozmowę chłopaków znów odpłynęłam. Gdyby nie Cesar zapewne dalej bym spała. Mimo wszystko zaczęłam już przyzwyczajać się do przyjaciół Hazarda. Azpi nie był wcale taki zły, a Luiza to chyba z wesołego miasteczka podkosili! Takiego rozweselonego charakteru to ja jeszcze nie widziałam!

-Lily?- Usłyszałam głos Edena.
Myślałam, że chłopacy jeszcze są w domu, a Belg zbudził mnie, by powiedzieć, że idą na miasto czy coś w tym stylu. Okazało się, że była już 23:00 a mi się trochę przysnęło.
Otarłam zaspane powieki i chciałam już iść do naszej sypialni, ale Hazard okazał się szybszy i chwycił mnie w pasie, a po chwili niósł mnie już na rękach.
- Czym sobie zasłużyłam?- Mruknęłam cicho, przeczesując jego czarne włosy.
Otrzymałam jedynie długi pocałunek, a to oczywiście zapoczątkowało dość długą noc.
- Nie jesteś senna, prawda?- Uśmiechnął się zawadiacko, po czym ułożył mnie lekko na naszym łóżku i zaczął rozpinać po kolei granatowe guziki od koszuli.
- Przypomniał mi się Sylwester.- Spojrzałam mu prosto w oczy, kiedy namiętnie obsypywał moją szyję pocałunkami.
- A ja pamiętam do dziś, jak mówiłaś do mnie Raj Ryzyko. Zaśmiał się, a ja razem z nim.
Już dawno widziałam Edena w takim nastroju, choć wiem, że po części to zasługa whisky i innych alkoholi, którymi delektował się wraz z kolegami kilka godzin temu.
- Do Sylwestra jeszcze dużo czasu, ale na pewno powtórzymy to jeszcze nie raz.- Szepnął nakręcony prosto do ucha, a ja w tym momencie przejęłam pałeczkę. Za bardzo się napali chłopak i mu jeszcze nie wyjdzie.
Wpiłam się w jego usta, dłońmi lekko wędrując po jego całym ciele. To było coś nowego, jeszcze nigdy nie czuliśmy do siebie takiego pożądania jak teraz. Zawsze z lekkością podchodziliśmy do tych spraw, a tu dzisiaj zmiana planów. Szczerze powiedziawszy podobało mi się to.
Zmęczona opadłam na ramiona brązowookiego i lekko ucałowałam jego gorący policzek.
- Kocham Cię.- Szepnęłam cicho, mocniej ściskając jego dłoń.
Posłał mi ciepłe spojrzenie, po czym musnął moje czoło i tępo wbił wzrok w sufit.
Wygodniej ułożyłam się na jego torsie i przymknęłam powieki. Takie wieczory, a raczej już noce to ja chcę spędzać dosłownie codziennie.

Od godziny 1:00 nie mogłam praktycznie spać. Wierciłam się w łóżku, a po kilkunastu minutach zaczęłam krzątać się po całym mieszkaniu.
Próbowałam obejrzeć jakiś serial, jednak to wcale nie przykuwało mojej uwagi, zaparzyłam sobie gorącą herbatę i w spokoju siedziałam przy blacie w kuchni i piłam napar, który wprost koił całe moje ciało.
Miałam już wychodzić, kiedy usłyszałam czyjeś kroki przy drzwiach. Z początku myślałam, że to koledzy Edena robią sobie jaja, jak to czasami mieli w zwyczaju, jednak kiedy usłyszałam płacz dziecka od razu zrobiło mi się jakoś dziwnie.
Zaczęłam się bać, chciałam wyjrzeć co się dzieje na zewnątrz, jednak postanowiłam zbudzić najpierw Hazarda. Nie miałam odwagi podejść sama do drzwi o 1:00 w nocy i patrzeć, czy ktoś przypadkiem nie zabija małego dziecka.
Hazard  przebudził się na moje zawołanie, a kiedy usłyszał jak mówię mu o płaczu dziecka, od razu otrzeźwiał, jakby w 100% wiedział co się dzieje na zewnątrz.
W przeciągu kilkunastu sekund nałożył spodnie i koszulkę, po czym jak najszybciej pobiegł pod drzwi.
- Zostań w pokoju, zobaczę co się dzieje.- Odpowiedział podenerwowany.
Ukryłam się za murkiem, chciałam wiedzieć co się stało. Wiem, że byłam ciekawską osobą, ale również martwiłam się o Edena.
Myślałam, że dostanę zawału, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Już chciałam podejść do brązowookiego, ale właśnie w tym momencie otworzył drzwi.
Nie widziałam dokładnie co się dzieje, ale chciałam przysłuchiwać się całej sytuacji.
W progu ujrzałam dość młodą dziewczynę o brązowym kolorze włosów, na rękach trzymała małe dziecko, najprawdopodobniej chłopca. Dziwiło mnie to, co ta kobieta robi tutaj o tej porze?
Po kilku sekundach zaczęło do mnie dochodzić, że ona może mieć coś wspólnego z Edenem, w końcu żadna dziewczyna z dzieckiem nie przychodziła by tu po północy, do tego on zachowywał się dość dziwnie.
Moje podejrzenia zaczynały nabierać sensu, kiedy dokładnie przyjrzałam się sytuacji, w której mój chłopak całował dziecko w czoło, a z brązowowłosą wymieniał dość spontaniczne spojrzenia.
-Eden ja już dłużej tak nie wytrzymam. Potrzebujemy Cię! Sama nie daję rady..- Kiedy usłyszałam głos dziewczyny myślałam, że spłonę.
- Ja wiem. Ustaliliśmy, że będziesz płacił alimenty i nic więcej, ale ja potrzebuję twojej pomocy! Samej jest mi trudno..- Załkała, a  do moich oczu zaczęły napływać łzy.
Zebrałam się w sobie i naciągając na siebie bluzę, podeszłam pod drzwi, by dowiedzieć się w końcu o co chodzi.
Zaszklonym wzrokiem  spojrzałam Edenowi w oczy. Nie chciałam mu robić teraz wyrzutów, ale nie mogłam wytrzymać. Okazało się, że przez długi okres mojego życia, mojego uczucie do niego było ślepe i fałszywe, bez wzajemności. Nie był wobec mnie szczery..
- Kochanie, wyjaśnię Ci to później.- Chwycił mnie za ramię, a ja właśnie w tym momencie poczułam do niego niechęć.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że masz dziecko?!- Wrzasnęłam, sprawiając, że mała istota wybuchła gromkim płaczem.
W tym momencie nie obchodziło mnie to. Musiałam się dowiedzieć całej prawdy.
-Daj mi chwilę, zaraz Ci to wytłumaczę.- Ze stoickim spokojem, jak zawsze, znów ułożył rękę na moim ramieniu.
Nie chciałam nawet słuchać jego słów.
Po moim policzku spłynął potok łez, a ja zdruzgotana uciekłam do sypialni.
Nie chciałam mieć z nim już nic wspólnego.
Wyciągnęłam z szafy walizkę i bez zastanowienia zaczęłam pakować wszystkie moje rzeczy.

Wracam do Valenciennes.

Chapter 21. Me, you and Puerto Rico.

Wylądowaliśmy w Portoryko.  Od razu poczułam latynoski klimat i wyśmienitą atmosferę. Przyznam, że nie jestem zwolenniczką upałów i morza, ale Karaiby to chyba wyjątek. Zresztą każdy kto tutaj przyjeżdża jest tak zafascynowany krajobrazami i atmosferą, że aż trudno oderwać się od zamyśleń.
W spokoju dojechaliśmy pod hotel, który umiejscowiony był blisko Morza Karaibskiego.  Byliśmy strasznie zmęczeni, jednak nie mogliśmy zostać tego wieczoru w naszym apartamencie.
W kość dawała nam inna strefa czasowa, w końcu to sześć godzin, co niekorzystnie wpłynęło na nasze samopoczucie, mimo wszystko udało nam się sprawnie rozpakować walizki i po godzinie 20:00 wyjść na olbrzymią plażę, która o tej porze gościła wielu turystów.
Nie chcieliśmy zagłębiać się w różne uliczki niewielkiego miasta- Culebra, w którym mieliśmy przyjemność gościć, by się nie zgubić, dlatego też kilka godzin spędziliśmy wędrując wzdłuż plaży, trzymając się za rękę.
Muszę przyznać, że ogromnie czekałam na taką chwilę. Pamiętam jak, będąc małą dziewczynką, przeglądałam zdjęcia zakochanych par, wędrujących po plaży w środku nocy. Wtedy zawsze wyobrażałam sobie siebie w tej roli, a dziś mogę przeżyć ją naprawdę.
- W końcu razem.- Eden szepnął mi na ucho dwa magiczne słowa i strzelam, że zrobił cudowny uśmiech.
Zawsze cieszy się, jeśli coś jest po jego myśli.
Ostatnie miesiące były dla nas lekcjami z dydaktyzmu. Oboje poznaliśmy głębsze znaczenie miłości i uczucia, dlatego właśnie teraz jesteśmy tutaj razem i spędzamy najcudowniejsze chwile w naszym życiu. Wątpię, żeby moja rodzina cieszyła się z tak szybkiego, nowego związku, ale po pewnym czasie na pewno by go zaakceptowała, bo przecież chcą mojego szczęścia, a przy Edenie czuję się najszczęśliwszą osobą na ziemi.
- Jak będziemy już starym małżeństwem, przylecimy tutaj i powspominamy sobie młodzieńcze czasy.- Poczułam jak łapie mnie lewą ręką w pasie, a prawą wodzi w powietrzu, ukazując mi piękny zachód słońca.
Zaśmiałam się na jego bujną wyobraźnię. Przyznam, że jeszcze nigdy nie przepowiadał nam przyszłości, szczególnie takiej.
-Teraz zaciśnij kciuki i walcz o to, żeby wszystko się spełniło.- Odpowiedziałam, tuląc twarz do jego chłodnego policzka.
Wieczory są tu dość chłodne, ale to właśnie jest cudne. Wtedy czuje się tą prawdziwą egzotykę kraju, ukazuje się naturalne piękno, które każdy wysoko ceni.
Oplotłam dłońmi jego szyję i przysunęłam się bliżej do jego sylwetki. Bardzo tęskniłam za jego bliskością. W końcu nie zawsze ma czas i ochotę, by poświęcić chwilę dla mnie. Ważną rolę odgrywa dla niego zespół i nie dziwię się mu. Jest w optymalnej formie i niech walczy o dobre miano w klubie, należy mu się za tą ciężką pracę.
Jeszcze bardziej przylgnęłam twarzą do jego policzka, a w moich nozdrzach zawirował świeży zapach jego włosów, które były przesiąknięte chłodnym wiatrem.
Zbyt bardzo przywiązywałam się do tego miejsca i to chyba był mój słaby punkt.
Ciągłe wyobrażenia idealnego, pięknego życia w tym mieście wprost mnie fascynowały i z czasem zaczęłam maltretować Edena, że jak przyjedziemy tutaj za kilkanaście lat to już na zawsze.
Oczywiście on się śmiał, ale ja mówiłam poważnie. Nevermind. Powracamy do świata realnego.
Jeszcze przez pół godziny spacerowaliśmy po mokrym piasku, debatując na temat naszej wspólnej przyszłości. Oczywiście nie obyło się bez żartów i śmiechów, bo niektóre wymysły zarówno moje jak i Edena były dość dziwnie i raczej nie do spełnienia. Bo jak można wybudować willę na dnie morza z raf koralowych i mieszkać tam przez resztę życia? Tutaj wyobraźnia Belga nie sięga granic.
Do naszego apartamentu wróciliśmy po 22:00. Byliśmy cholernie wykończeni podróżą i bez żadnych namysłów od razu opadliśmy na łóżko i zasnęliśmy jak małe dzieci.
Oczywiście nie mogliśmy spać w spokoju. Nasze organizmy nie były jeszcze przyzwyczajone do tego miejsca, także leżeliśmy w półśnie przez jakąś godzinę, a później oboje trochę zdenerwowani buszowaliśmy po apartamencie, a po kilkunastu minutach stwierdziliśmy, że nie ma sensu wymuszać snu, skoro można wyjść na miasto.
Oczywiście była to dobra pora do robienia zdjęć, a że ja uwielbiałam fotografię wzięłam ze sobą aparat i powędrowaliśmy podbić Portoryko.

Kolejne dni spędzone na Karaibach były najcudowniejszymi chwilami w naszym życiu. Wątpię, że można to porównać ze słynnym Dubajem, który w żadnym stopniu nie dorównuje miejscu, w którym się teraz znajdowaliśmy. Poza tym Zjednoczone Emiraty Arabskie są już przereklamowane i wątpię, żebym przeżywała te same emocje będąc w tamtym mieście.
Trzeba samemu odkryć fantastyczne, oryginalne miejsce, wtedy jest najlepiej.
Jak najwięcej czasu poświęcaliśmy zwiedzaniu i odpoczywaniu na ogromnej, gorącej plaży.  Ludzi nie kręciło się tutaj zbyt wiele, mieszkańców wprawdzie nie było tak mało, tak samo jak i turystów, mimo wszystko to nam odpowiadało.  Mogliśmy mieć te widoki jedynie dla siebie.  Ja oczywiście nie mogłam się obyć bez robienia zdjęć i miałam je chyba pięć razy więcej niż podczas Sylwestra w Londynie.
Te wakacje miały być dla nas chwilą relaksu, spokoju, ale również zabawy.
Oczywiście nie obyło się także bez niebezpiecznych akcji, takich jak pojawianie się jadowitych węży obok naszych sylwetek. W pierwszej chwili były to momenty zgrozy, pamiętam jak Hazard wskoczył przestraszony do morza, a tam czekała na niego kolejna porcja hardcorowych przygód.
Ja  po krótkim czasie zwijałam się ze śmiechu. Przeczytałam, że węże wcale nie należą do grupy tych niebezpiecznych, do tego Eden piszczał wprost jak kobieta, co mnie jeszcze bardziej rozśmieszało.
Jeszcze nigdy nie widziałam go w takiej sytuacji i przyznam, że nie w każdej akcji potrafi wykazać się odwagą.
Przez to całe zajście z wężami i piszczeniem Edena, pokłóciliśmy się, to znaczy jemu nie pasowało to, że robiłam sobie z niego żarty. Co za poważny człowiek.
Mimo wszystko nie przejmowałam się tym, nadal czułam, że za moment wybuchnę ze śmiechu, a naburmuszony brunet wygląda tak słodko, że miałam ochotę oprawić  go w ramkę i ustawić w moim pokoju.
Kolejne dni wyglądały dosłownie tak samo. Zwiedzanie, plaża, morze, czasem jakieś wieczorne zabawy na plaży, które całkowicie różniły się od tych londyńskich w klubach, gdzie więcej jest mafiosów niż ludzi, z którymi można się naprawdę dobrze zabawić. Tutaj najlepszym trafem była latynoska muzyka, do której aż biodra same kręciły ósemki.
Przedostatniego dnia naszego pobytu w Portoryko wypożyczyliśmy łódkę i postanowiliśmy zwiedzić okolicę z całkiem innej perspektywy.
- Nie oddalaj się tak!- Powiedziałam całkiem poważnie, kiedy zaczęliśmy wypływać na coraz głębsze wody i praktycznie nie widzieliśmy wyspy.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że łódka zaczęła się napełniać wodą i  przez cały czas musiałam moim słomianym kapeluszem pozbawiać się nadmiaru wody.
- Mówiłam Ci, żebyś uważał!- Krzyknęłam, kiedy byłam już totalnie zmęczona wylewaniem wody.
Oczywiście musiała rozpętać się kłótnia i przez całą powrotną drogę oboje krzyczeliśmy na siebie, nie zważając nawet na to, że na plaży zebrała się całkiem niezła gromada ludzi, których pewnie śmieszyła ta cała sytuacja.
Kiedy poczuliśmy pod nogami piasek i ląd, sami zaczęliśmy się z tego śmiać. I jak tu się nie przyznać, że to nie są najwspanialsze wakacje?
Ostatniego dnia pakowaliśmy już wszystko i do zrelaksowania się przed długim lotem musiała wystarczyć nam tylko plaża przy hotelu.
Tego dnia Hazard nie był już taki wesoły. Myślałam, że nie chciał opuszczać tego miejsca, ale szybko wybiłam to sobie z głowy. Wątpię, żeby ktoś tak bardzo cierpiał z tego powodu. Widać, że był lekko podenerwowany i przerażony.
- Co się dzieje?- Usiadłam obok niego na plaży i objęłam ramieniem. – Nie wyglądasz zbyt dobrze. Źle się czujesz?- Spytałam, martwiąc się o jego samopoczucie.
- Wszystko jest okej, chyba słońce mi zaszkodziło. Napiję się wody, pewnie przejdzie.- Odpowiedział beznamiętnie, wbijając wzrok w morze i chwytając butelkę mineralnej wody, którą przed chwilą położyłam na piasku.
Nie wydawało mi się, że to słońce tak na niego zadziałało. Wcześniej nie miał takich problemów, poza tym czuję, że unika ze mną kontaktu, a to może źle świadczyć..

Mimo wszystko nie chciałam psuć sobie nastroju jego zachowaniem. Obiecałam sobie, że wrócę w pełni zadowolona z wyjazdu i nie chcę doznawać tutaj przykrych wiadomości. Wyjaśnimy tą sprawę w Londynie.

Chapter 20. Like an old married couple.

Widok uszczęśliwionego Edena jeszcze bardziej mnie koił. Już dawno na jego twarzy lśnił ten przecudowny uśmiech.  Wiedziałam, że to po części moja wina, bo dopiero teraz zaczęłam okazywać uczucia do Belga, on robił to już wcześniej, ale nie działało to jako bumerang, ja wcześniej nie mogłam pokazać mu, że cholernie jestem w nim zakochana, dlatego też on na tym cierpiał.
- No, Hazard. W końcu masz się czym, a raczej kim cieszyć.- Przyjaciel bruneta- Cesar spojrzał w moją stronę, kiedy pojawiłyśmy się razem z Lee przy wejściu do szatni.
W tym momencie moim oczom ukazał się Belg, oczywiście w samym ręczniku. Nie powiem, że mój policzek oblał rumieniec  w całkiem intensywnym kolorze, jednak nie byłam zawstydzona. Hazard był mi już bliski i nie miałam się czym wstydzić.
Przytulił mnie z całej siły do siebie, jakby czekał na ten moment wiekami. Możliwe, że to było jedno z jego ukrytych marzeń. Z uśmiechem odwzajemniłam uścisk, po czym musnęłam lekko jego zwilżone włosy.
- Byłeś fantastyczny.- Posłałam mu ciepły uśmiech i odsunęłam się od niego.
Piłkarze szykowali się do pomeczowej konferencji, więc musiałam wyjść z szatni. Wspólnie z Leah odjechałyśmy do domu. Nie było sensu czekać na nich na parkingu. Nie wiadomo ile zeszłobym i to spotkanie, więc postanowiłyśmy pojechać do mieszkania mojego chłopaka, i tam obejrzeć jakiś film, wypić kawę, ewentualnie poplotkować, zwierzyć się.
Wprawdzie to nie rozmawiałam z przyjaciółką o moim związku z Belgiem. To stało się tak szybko, sama nie mogłam pojąć, że to wszystko jest już na tak wysokim poziomie.
Zaparzyłam nam mocnej, brytyjskiej herbaty i usiadłyśmy w salonie, na mojej ulubionej kanapie. Odrzuciłyśmy pomysł z filmem, tylko postanowiłyśmy na poważnie porozmawiać o naszych związkach. Nie pamiętam kiedy rozmawiałam w ten sposób z Leah. Dziewczyna ciągle przedstawiała mi swoje propozycje, z którymi ja nie zawsze się zgadzałam i przez to pojawiały się między nami sprzeczki. Dziś potraktowałyśmy to całkiem inaczej.
- Co teraz zamierzasz zrobić? Mam na myśli tutaj koniec pracy dla Betty, mieszkanie z Hazardem.- Lee upiła łyk gorącej herbaty.
Okej, tego się nie spodziewałam. Ja nie wypytuję ją o rzeczy typu : Co będziesz robić? Mieszkasz z Oscarem i co dalej? Mimo wszystko nie chciałam się kłócić. W końcu miała być to nasza intymna, poważna rozmowa.
- Zamierzam znaleźć pracę na dłuższą metę. Jestem z Belgiem, więc na razie rezygnuję z kupna własnego mieszkania w bloku. Bez sensu byłoby wytracać pieniądze na czynsz, skoro praktycznie każdą wolną chwilę będę spędzać z moim chłopakiem.- Odpowiedziałam ze stoickim spokojem, choć w moich oczach można było dostrzec iskrę złości.
- Ja nie wiem co zrobię. W sumie Oscar mówi, że jego pieniądze nam w pełni wystarczą, jednak nie chcę siedzieć wiecznie w domu. To jest uciążliwe. Jesteś przez 24 godziny na dobę w tym samym pomieszczeniu i przygotowujesz jedynie obiady i kolacje, do tego czasami sprzątasz po kolegach Brazylijczyka, którym nie chce się ruszyć swoich czterech liter pod kosz. Przekonasz się za jakiś czas jak to jest. Codziennie kumple, gra w fifę, wspólne imprezy, golf, bankiety.- Rozłożyła się na mojej kanapie, mówiąc że jest nawet wygodna.
- Jeśli kochasz Oscara, to zrobisz dla niego wszystko.- Uśmiechnęłam się. – Poza tym wśród przyjaciół Edena nie lubię jedynie Azpilicuety. Zawsze pojawia się kiedy nie trzeba, do tego ostatnio miałam z nim potworny koszmar i od tego czasu się go boję.- Zaśmiałam się, mówiąc te słowa, ale na serio byłam uprzedzona co do Hiszpana.
- Azpi jest fajny! Ma świetne poczucie humoru, ale nie wolno go zdenerwować, bo wtedy staje się dość nieprzyjemny. Nie dostrzegłaś dzisiaj, że był nieco zazdrosny o Twój związek z Edenem?- Rzuciła znienacka.
To mnie totalnie rozwaliło. Cesar zazdrosny o mój związek? Nie wydaje mi się.. A jeśli mój sen miał być zapowiedzią czegoś złego? Dobra nie myślmy w ten sposób.
- Wątpię w to. A jeśli nawet, to i tak to niczego nie zmieni. Kocham Edena nie Cesara, więc nie ma o czym mówić.- Odpowiedziałam z lekkim zmieszaniem, bo naprawdę słowa mojej przyjaciółki mnie trochę rozproszyły.
Dziewczyna chciała coś dorzucić do mojej wypowiedzi, ale właśnie w tym momencie do salonu wszedł Oscar, a za nim Hazard.
Nie chciałam, by Belg cokolwiek usłyszał z naszej rozmowy, bo poruszany temat o Azpim mógłby go trochę zaniepokoić, zwłaszcza że są przyjaciółmi.
Poprosiłam Brazylijczyka, by zostali jeszcze z nami przez chwilę, ale odmówili. Planowali wycieczkę do Valenciennes, by brunet mógł poznać rodzinę Lee.
Pomyślałam nawet o tym, by zabrać kiedyś Edena do Francji, ale szybko ten pomysł wypadł mi z głowy. To chyba nie jest jeszcze odpowiedni moment, by poznawać moją rodzinę z nowym chłopakiem. Byli zbyt bardzo przywiązani do Chrisa. Lecz oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Hazard wziął mnie do Belgii. Anglii i Belgii nie dzieli multum kilometrów, więc nic nie stoi na przeszkodzie.
Wszystko jednak dopiero po naszej podróży na Karaiby. To był nasz pierwszy wspólny cel i musimy go zrealizować.
- Byłeś świetny.- Posłałam mu ciepły uśmiech, po czym założyłam dłonie na jego szyi i ucałowałam lekko w policzek.
Belg odwzajemnił uśmiech, a kiedy wzmocnił uścisk na moich biodrach, nie powiem zrobiło mi się gorąco.
Uwielbiałam, kiedy w ten sposób spędzaliśmy wieczory, jednak tym razem był zmęczony po meczu i spokojnie wystarczył nam seans filmowy na mojej ulubionej kanapie.
Przykryliśmy się kołdrą  i wtuleni w siebie oglądaliśmy jakiś thriller, który Eden wybrał ze swojej kolekcji filmowej.
-Jak Ci się podobała atmosfera na stadionie?- Ziewnął, kładąc głowę na moim ramieniu.
-Było całkiem przyjemnie, choć to nie zmienia faktu, że wolę obejrzeć mecz w TV.- Zaśmiałam się, przejeżdżając dłonią po jego ciemnej, gęstej czuprynie.
- Ale oglądając mecz w TV nie masz takiej preferencji wejście do szatni chłopaków.- Musnął moje ramię.
Tutaj w stu procentach się zgodzę. Najlepszą atrakcją meczu była szatnia chłopaków, jednak nie  na wszystko fanki mogą sobie  pozwolić. Dziwię się w ogóle, że ochrona nie zareagowała uczulająco na mnie. Leah pewnie jest już dobrze obcykana w tych sprawach i dla niej to nie żaden problem przemycić przyjaciółkę do królestwa piłkarzy, a z czasem pewnie sama będę obeznana w tym wszystkim.
Kolejny dzień przyniósł optymistyczne myśli. Już wieczorem ruszaliśmy na Karaiby, co mnie niezmiernie cieszyło.
W końcu kilkanaście dni w słońcu, na plaży z chłopakiem mojego życia, bez fleszy, bez sławy, bez piłki. Tylko i wyłącznie my!
Po raz pierwszy od kilku miesięcy wstałam z samego rana i powędrowałam do kuchni. Od zawsze marzył mi się widok kobiety robiącej śniadanie dla swojego faceta, może zabrzmi to dość dziwnie i pewnie większość dziewcząt uzna to za nudne zajęcie, mnie wprost uszczęśliwiało.
Zaspana twarz Edena, ale mimo wszystko przejrzysty uśmiech świadczył o tym, że przypadły mu do gustu takie poranki.
Już od samego początku chciałam sprawić, by nasza podróż zapadła nam jak najdłużej w pamięć, a pierwszy dzień wyprawy jak zwykle może wszystko zepsuć, dlatego też starałam się być bardzo spokojna i radosna, inaczej Belg uległby rozstrojeniu, a wtedy staje się jeszcze gorszy niż przeciętna zdenerwowana kobieta.
Nakryłam do stołu, a po chwili siedzieliśmy z Hazardem i zachowywaliśmy się jak porządne, kochające się małżeństwo. Było to dość dziwnym zjawiskiem, ale nie staliśmy się przeciętną parą, dla której to dopiero początek. Nasz związek to był już wyższy poziom i wątpię, że w tej chwili coś by nas rozłączyło.
Oboje przeszliśmy wiele odnośnie innych związków i odnośnie naszych relacji.
Poznaliśmy się przez ten okres i przez te trzy miesiące, w których praktycznie wcale się nie widywaliśmy, uczucie w naszym sercu z każdym dniem rosło, dlatego też teraz tworzymy tak wspaniałą jedność.
Po śniadaniu dokończyliśmy pakowanie walizek. Nie szło nam to w zbyt ekspresowym czasie, bowiem brunet co kilka minut miał do odebrania telefon z klubu.
I tak było do popołudnia. Całe szczęście, że do treningu uwinęliśmy się ze wszystkim.
Od godziny 14:00 miałam dom jedynie dla siebie. Eden pojechał do punktu treningowego, a ja w spokoju mogłam odreagować i nabrać sił na podróż.

Aż nie mogę się doczekać pierwszego dnia na Karaibach!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Chapter 19. New life.

Rola opiekunki powoli dobiegała końca.  Betty dzwoniła do mnie wieczorem, by poinformować, że już jutro po południu będzie w Londynie. Z jednej strony cieszyłam się, bo w końcu otrzymam moje pieniądze, a z drugiej strony będzie mi cholernie brakowało czasu spędzonego z małą, która dosłownie w każdej chwili potrafiła mnie rozbawić.
O moim związku z Edenem trąbiły już wszystkie portale, a mało tego. Nawet Caroline stała się sławnym dzieckiem, rzekomo moim i Hazarda. A to wszystko powstało po niewinnym, jednym, krótkim spacerze do parku. Ciężko było się domyślić, że taka osoba jak Eden wywoła furorę w angielskich mediach, przecież niecały rok temu przeniósł się tutaj. Mimo wszystko oboje czuliśmy lekki dyskomfort. Już nawet strach się było gdzieś pokazywać w centrum, jakoś nie chciałam stać się obiektem plotek, jak się ubieram, jak chodzę, jaką ma fryzurę, kolor szminki, ale przecież wiadomo, że londyńska prasa wychwyci dosłownie wszystko, do tego poprzekręca kilka rzeczy, aby było ciekawiej, i pieniądze zarabiają na takich ofiarach. Mniejsza z tym, i tak nie czytam tych magazynów, które i tak prędzej czy później lądują w koszu na śmieci.
Po krótkich namowach Edena jak i swoich przemyśleniach, postanowiłam, że wrócę do jego mieszkania. Wprawdzie zaczęliśmy nowy okres w naszym życiu i nie chciałam tracić pieniędzy na specjalnie mieszkanie dla mnie, bowiem i tak czas spędzałabym pewnie u Belga. Układa nam się niesamowicie pięknie i nie mam nawet na co narzekać. Czasami aż nie mogę pojąć, że to wszystko nabrało kolorowych barw i w końcu jest tak, jak być powinno. Gdyby nie on i jego walka, pewnie dalej chodziłabym po Valenciennes i wspominała rzeczy, które tylko ranią duszę.
- Może po zakończeniu sezonu udamy się w jakąś piękną, przecudną podróż, hmm? Tylko ty i ja..- Brunet ucałował moją prawą dłoń, leżąc na kanapie w mieszkaniu Bethany.
Pierwsze co zrobiłam to wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Nie chodzi mi tutaj o tą piękną, przecudną podróż, tylko o Hazarda, który brzmiał tak, jakby to było najważniejsze pytanie w jego życiu.
- No jasne, że się wybierzemy!- Klasnęłam w dłonie i posłałam mu uśmiech, który i tak po chwili przeobraził się w śmiech. Belg wyglądał przekomicznie, chociaż wiem, że robił to z dobrych intencji i nie powinnam w ten sposób reagować.
Czułam, że znalazłam faceta swojego życia. Z Chrisem po czterech latach nie łączyło mnie tyle, ile z Edenem po zaledwie miesiącu! Brązowooki był całkiem inny. Potrafił o mnie zawalczyć, czułam się przy nim jak przy prawdziwym mężczyźnie. Chris przesładzał, nasz związek otoczony był lukrem i kolorową posypką, a to po jakimś czasie się nudzi. Przynajmniej mi. Oczywiście kochałam go, i to bardzo, tak że nie zwracałam uwagi na to, jak wygląda nasz związek. Ważne, że byliśmy my i nasza miłość.
Tak cholernie przeżywałam tą rozłąkę, a teraz wychodzi na to, że potrzebowałam przełamania, czegoś innego.  Z Edenem w każdej chwili mogę się posprzeczać, mogę powiedzieć mu swoje zdanie, nie zgodzić się na jego umowy. Oczywiście nasz związek na tym ubolewa, ale z drugiej strony kłótnie są potrzebne, spajają ze sobą ludzi, wyrażamy więcej uczuć. Jest świeżej.
- Co byś powiedziała na Karaiby?- Rzucił całkiem przelotnie.
- Nie stać mnie. Myślałam o czymś tańszym.- Westchnęłam.
- Głupek- Zaśmiał się.
Naszą pogawędkę na temat miejsca podróży przerwał dzwonek do drzwi. Była to na pewno Betty, która miała pojawić się w mieszkaniu o tej porze.
Razem z małą pobiegłyśmy do wyjścia, by przywitać się z jej mamą. Nie myliłyśmy się, w progu stała uśmiechnięta od ucha do ucha Bethany, która czekała jedynie na chwilę, kiedy uściśnie swoją córkę.
Przyglądałam się temu zajściu z boku i muszę przyznać, że cudownie jest mieć taką małą istotkę przy swoim boku, która kocha całym sercem.
Kiedy Caro wróciła uradowana w podskokach do salonu, taszcząc za sobą wielkie pudełko z lalką Barbie, ja przywitałam się z Betty. Jako przyjaciółki też się za sobą stęskniłyśmy. Chciałam jej powiedzieć, że ma jeszcze jednego gościa w pokoju, ale właśnie w tym momencie przy nas pojawił się Eden, a na twarzy dziewczyny zagościł promienny uśmiech, gdyż wiedziała o co chodzi.
Zaparzyłam nam wszystkim truskawkowej herbaty i na spokojnie mogliśmy obmówić wszystko, co działo się na przestrzeni tych trzech miesięcy. Przede wszystkim zdałam jej relację z zachowania Caroline, a Betty wręczyła mi pieniądze za opiekę nad małą.
Fajnie jest uściskać w ręku niezłą gromadkę banknotów i myśleć, że są one tylko i wyłącznie dla Ciebie.
- Dziękuję Ci Lily za pomoc! Będziemy w kontakcie!- Przytuliłyśmy się na pożegnanie, a po chwili razem z Edenem wyszliśmy na zewnątrz i zapakowaliśmy moje walizki do jego samochodu.
- W końcu wrócisz do swojego pierwszego mieszkania.- Chwycił mnie za rękę, kiedy zaparkował samochód na swojej posiadłości. Muszę przyznać, że stęskniłam się za tym mieszkaniem, ogrodem, za wspomnieniami, które zawsze ukazują mi się przed oczyma, kiedy widzę ten dom.
Przez próg mieszkania przeniósł mnie jak pannę młodą.
- I żeby mi było to ostatni raz. Mam na myśli przeprowadzki. Od dziś to również Twoje mieszkanie.- Musnął mój policzek.
- Tak, tak Eden. Ta herbata Ci zaszkodziła?- Spytałam, pukając lekko palcem w jego czoło.
Było miło i to bardzo, ale niech nie przyzwyczaja się zbyt szybko. Podszedł chyba zbyt poważnie do tej sprawy. Nie jestem jego żoną.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy ujrzałam beżową kanapę, wyposażoną w brązowy koc, czekający wprost na mnie.
Hazard doskonale wiedział, że jest to moje miejsce odpoczynku i regeneracji, dlatego nie zdziwił się, kiedy ujrzał mnie w pół śpiącą na kanapie, z włączonym telewizorem w tle.
Czułam jak bardziej naciąga na mnie koc, i sam siada obok mnie, po części opasając się materiałem koloru brązowego.  Mimo wszystko nie chciało mi się wstawać i przyciągać go do siebie.
Nie czułam się zmęczona, ale kilka godzin snu minęły jak z bicza strzelił.
Nie wiedziałam nawet kiedy brunet zaczął zbierać się na mecz, który rozgrywali dzisiejszego wieczoru.  Obiecałam wspierać go z trybun, miałam nawet bilet, dlatego też jak najprędzej skoczyłam pod prysznic i przygotowałam się do wyjścia.
Chciałam zrobić wyrzuty Hazardowi za to, że nie zbudził mnie wcześniej, ale nie miałam zamiaru go denerwować. I tak pewnie odczuwa lekki stres, w końcu grają z mistrzem Anglii, Manchesterem United. Czerwone Diabły mają przecudowną passę i zapewnie nie zamierzają jej przerwać.
- Strzelisz mi gola?- Spytałam, kiedy wychodziliśmy.
Oczywiście chciałam jakoś go rozbawić, żeby nie czuł takiego wielkiego stresu.
- Dla Ciebie wszystko.- Zaśmiał się i oboje wsiedliśmy do jego auta.
Jednak moje słowa zawsze działają.
Pod stadionem spotkałam się z Lee, która czekała już na mnie od kilku minut. Wspólnie powędrowaliśmy w stronę sektorów, by zająć nasze miejsca.
Spotkanie było bardzo oryginalne, dlatego też na stadionie pojawiło się wiele gwiazd. Szlagierowe spotkania zawsze były moimi specjałami. To dzięki mojej przyjaciółce zaczęłam powoli wdrażać się w świat piłki nożnej i poznawać takie drużyny jak Chelsea, Arsenal, Tottenham, Manchester United, Manchester City.
Wieczorami praktycznie zawsze wisiałam nad telewizorem i bacznie obserwowałam znane mi sylwetki z Chelsea.
Nieźle jest się tak popatrzeć na osoby w telewizji, które widuje się praktycznie codziennie na żywo. Taka frajda i zaszczyt, że znasz te same postacie, które odgrywają ważną rolę w meczach angielskiej ligi.
Razem z Leah zajęłyśmy miejsca i z niecierpliwością czekałyśmy na pierwszy gwizdek.
Mecz zapowiadał się niesamowicie, ale tutaj jest właśnie pomyłka.. Mecz nie był na mega obrotach. United nie dawali z siebie wszystkiego, odpoczywali już. Wygrali ligę i nie muszą się dalej starać. Chelsea też nie grała zbyt dobrze. Dość często faulowali przeciwników, a ich strzały wyglądały jak podania. Oczywiście każdy ma swój słabszy dzień, ale dobrze usłyszałam jak Benitez na konferencji powiedział : Jesteśmy przygotowani na ten mecz jak nigdy. Tutaj chyba trochę przewyższył swoje oceny.
Końcówka meczu była jak najbardziej obiecująca, ale z każdą minutą wszyscy traciliśmy nadzieję na jaką kol wiek akcję. W sumie remis z tak dobrą drużyną też jest dobry, ale dla Niebieskich liczyła się jedynie wygrana.
W ostatnich minutach meczu The Blues dokonali czegoś nie z tej ziemi! Juan Mata posłał piłkę prosto do siatki, a cały stadion wybuchł niepohamowanymi oklaskami  na cześć Hiszpana.
Jeszcze nigdy nie widziałam tak przecudnego widoku, jak obłęd wiernych fanów piłki nożnej.
Po ostatnim gwizdku sędziego Leah chciała zabrać mnie do szatni chłopaków.
Powiedziała, że dziewczyny, fanki, przyjaciele zawsze przychodzą do szatni po meczu.

Nie byłam tego taka pewna, poza ty to będzie moja pierwsza wizyta w takim obiekcie, a widok piłkarzy z ręcznikiem okręconym wokół bioder może spowodować u mnie zawał, a chyba nikt nie chce, żebym wylądowała w szpitalu.

Chapter 18. Finally happy end... or start

Eden to potrafi tylko namieszać w głowie.
Dosłownie przez cały ranek nie mogłam rozgryźć jego słów, dopiero potem dałam sobie z tym spokój, gdyż dostałam zaproszenie na otwarty trening Chelsea. Caroline na pewno spodoba się dzień spędzony wśród przystojnych chłopaków.
Miejsce treningowe  znajdowało się na obrzeżach miasta i około 30 minut musieliśmy jechać. Nie czułam się komfortowo, jadąc samochodem z małą i Edenem. Gdy dojechaliśmy na miejsce od razu wszyscy skierowali swe twarze w naszą stronę, a niektórzy zaczęli pogwizdywać. No cóż, dodam, że tego nie słyszałam.
Lekko zmieszana chwyciłam Caro na ręce i udałam się pod barierki, gdzie stało już wiele osób, a raczej fanów drużyny. Starsza kobieta przepuściła mnie na sam przód, by brązowooka miała lepszy widok na poczynania chłopaków.  W spokoju czekałyśmy na rozpoczęcie treningu, ale właśnie wtedy pojawił się przy nas przyjaciel Hazarda, Cesar Azpilicueta.  Ja oczywiście z początku się go przestraszyłam, wspominając mój ostatni sen z nim w roli głównej, który raczej należał do koszmarów.
- Sexy mama.- Poruszył gustownie brwiami.
- Nie chcę, żeby ten sen przejawił się w deja vu. – Pomyślałam, spoglądając dziko na bruneta.
Caroline najwidoczniej polubiła nowego kolegę, gdyż zaczęła bawić się jego nosem. Szczerze mnie to dziwiło, gdyż wydawało mi się, że jest zawstydzona, przebywając w nowym otoczeniu i widząc całkiem obce  osoby.
- O której zaczynacie trening?- Spytałam w końcu, przerywając minutową ciszę.
- Za jakieś dziesięć minut. Co Cię tu sprowadza? Od kiedy pamiętam, Eden mówił, że mu uciekłaś.- Zaśmiał się.
Uciekłam?! Tak, tak Eden, zbyt dużo sobie wyobrażasz.
- Czemu akurat jemu uciekłam?- Rzuciłam, podkreślając słowo jemu.
- Wspominał, że jesteś jego dziewczyną. Zresztą było widać, w końcu z nim mieszkałaś przez jakiś czas.
- Dobra, Azpi nie ściemniaj.- Westchnęłam, kompletnie nie wierząc w słowa Hiszpana.
Przez kolejne minuty sprzeczał się ze mną, że to, o czym mówił to była całkowita prawda i opowiadał mi dalsze, niby prawdziwe historie, które mówił mu Belg.

Caroline rozpłakała się, kiedy na boisko wybiegli piłkarze i usłyszeliśmy gwizdki trenerów. Nie było dość głośno, więc nie rozumiałam zachowania małej, przecież jeszcze kilka minut temu była wprost zaczarowana obecnością Cesara.
Uspokajałam ją przez dobre kilka minut, ale wykańczało mnie już to. Była marudna przez dosłownie cały trening i nie pomogły tutaj teksty w stylu Patrz, biegnie twój mąż. I wskazywanie palcem na Azpilicuetę, który czasem spoglądał w naszą stronę.
Ja natomiast byłam zainteresowana całkiem innym punktem, oczywiście był nim Eden Hazard, biegnący zaraz za Hiszpanem.
Miał wyraźnie radosny wyraz twarzy, co również i mnie przyprawiało o lekkie rumieńce. Chwilę później wyobrażałam już sobie wczorajszy dzień, a konkretniej wieczór.
Aż uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy, myśląc, że Eden jest gotowy na coś poważnego i nie chce mnie stracić.
Z drugiej strony nie byłam zła, za te historyjki lub kity, które wciskał Azpiemu.  Wręcz poprawiło mi to humor. Fajnie, że ciągle o mnie myślał i rozmawiał ze swoim przyjacielem na mój temat.  Cesar nic konkretnego nie wiedział na mój temat, więc Hazard na pewno mu coś mówił, skoro od razu zaczynał z takimi podtekstami.
Najlepszą frajdą, która najbardziej spodobała się małej, były oczywiście autografy. Piłkarze obładowali ją także masą różnorakich gadżetów, a jej mąż wręczył nawet klubową koszulkę z podpisami całego zespołu.
Wszystko zakończyło się gdzieś koło godziny 14:00, a zaraz po treningu ruszyłam z brązowooką do domu, by zjadła obiad.  Nie musiałam długo czekać na pojawienie się Edena, który rano zapomniał wziąć swojego telefonu i zegarka.
Wątpię, żeby przyszedł jedynie po swoje rzeczy, gdyż został u mnie na dłużej.
- Co powiesz na taki wieczór, jak wczoraj?- Usłyszałam jego głos, a chwilę później dotyk jego lewej dłoni na moim ramieniu.
- Eden, zamieńmy słowo.- Szepnęłam, spoglądając z jego stronę.
Jego ręka mimowolnie uwolniła moje ramię, a sam zrobił kilka kroków do tyłu.
Wyszedł do salonu, gdzie przebywała Caroline i zaczął oglądać z nią bajki.
Nie chciałam zaczynać tego tematu przy Caro, oglądającej bajki, więc znów postanowiłam poczekać na wieczorynkę, po której mała pójdzie spać.
Przyznam, że trochę bałam się tej rozmowy, bo nie wiedziałam, czy mam traktować to na poważnie, czy nie. Niby Eden zachowywał się tak, jakbyśmy byli w związku, a gdy poprosiłam go o rozmowę, zgasł.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że znów moją głowę zaprzątnęły wycinki wydarzeń z ostatniego grudnia oraz niedoszłe zaręczyny z Chrisem.
Nie byłoby to oryginalne, gdybym się powtórzyła, że były to najgorsze chwile mojego życia.
Zawsze to powtarzam, ale z każdym dniem zamiast czuć się swobodniej z tą myślą, czuję się jeszcze gorzej, jestem bardziej obciążona tymi myślami, a to powoli mnie wykańcza.
Dobiegała godzina dwudziesta, kiedy zaszyłam się z małą w jej oliwkowym pokoju i zaczęłam czytać jej ulubioną książeczkę.
Dostrzegłam, że przez ten cały czas Eden spoglądał w naszą stronę przez uchylone drzwi.
Uśmiechnęłam się lekko do niego, a chwilę później do małej, która już słodko spała.
- Poczułaś się teraz jak prawdziwa matka, nieprawdaż?- Hazard, szepnął cichutko, wycofując się z progu.
- Nie wiem jak ty to robisz, Jasnowidzu, ale tak.- Odpowiedziałam spokojnie, a wręcz można było usłyszeć nutkę poważnego tonu w moim głosie.
- Muszę przyznać, że byłabyś cudowną matką.- Zaśmiał się, na co ja nie miałam zamiaru się uśmiechać.
- Czy ty coś sugerujesz?- Spytałam, szturchając go w bok.
- No coś ty! A tak poza tym, chciałaś zamienić ze mną słówko.- Podrapał się po głowie.
Na to już nie odpowiedziałam, tylko usiadłam na kanapie i wyłączyłam telewizor. Chwilę później Belg usiadł obok mnie, krzyżując dłonie na wysokości klatki piersiowej.
- Mam rozumieć to jako związek, flirt czy po prostu twoje pożądanie?- Spytałam, kiedy uznałam, że to najodpowiedniejszy moment.
- Słucham?- Rzucił, niedowierzając w moje pytanie.- Myślisz, że walczyłbym o  Ciebie, bo tylko Ciebie pożądam i chcę się z Tobą przespać?!- Jego ton zrobił się teraz podniosły.
- Chciałam tylko wiedzieć..- Odparłam beznamiętnie.
- Ja chcę  z Tobą być, chcę z Tobą tworzyć przyszłość. Rozumiem, że tamta noc, Sylwester, rozmazały twój cholernie długi związek.. Ja czuję się winny za to, ale chcę, żebyś wiedziała, że nie jesteś mi obojętna i nie zależy mi jedynie na Twoim wyglądzie i seksie z Tobą.- Monologował z poważną miną, wbijając swoje błękitne tęczówki w moją twarz.
Wystarczyło mi tylko tyle.
Mocno wtuliłam się w jego tors. W ten sposób pokazałam, że nie jestem mu obojętna i jest szansa, by nam wyszło.
Poczułam tą cholerną ulgę. W końcu wiedziałam, że w moim życiu zacznie się coś innego, coś z innej beczki.
Przeczuwałam nawet, że taki rozkwit będzie owocował zmianą mojej postawy, zacznę w końcu olśniewać i żyć kolorami.
To była moja najpiękniejsza chwila od czasu zerwania z Chrisem, dosłownie.
Poczułam się bezpiecznie, kiedy odwzajemnił uścisk i przytulił mnie do siebie tak, że oboje czuliśmy bicia naszych serc.


                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   

Chapter 17. I'm confused.

Ostatni miesiąc nie był dla mnie najlepszy. Ciągłe rozmyślanie o Chrisie, do tego Eden pomówił się po moim byłym i również zaczął do mnie wydzwaniać. Oczywiście nie odbierałam, chociaż za nim tęskniłam. Postanowiłam przemyśleć kilka spraw, odciąć się od świata, tak jak kazała mi Leah, i muszę przyznać, że to poskutkowało. Nie było wokół mnie szumu, z nikim nie miałam bliższego kontaktu, byłam ja sama i moje problemy, które mogłam na spokojnie rozwiązać.
Drugi miesiąc spędzony z Caroline był nawiązaniem do zbioru Pieśni Kochanowskiego. Autor pisał, by wielbić naturę i żyć z nią w zgodzie, tak też robiłam. Częściej wychodziłyśmy z małą do parków, rezerwatów, na place zabaw, do zoo, a dzięki temu sama odżywałam na nowo. Początek lata jeszcze bardziej mnie orzeźwił i przybrałam kilka rumieńców, co korzystnie wpłynęło na mój wygląd zewnętrzny. Cieszyłam się, że w końcu mogłam być w mojej optymalnej formie i powoli powracałam do swojej prawdziwej osoby. Nauczyłam się żyć na nowo, bez żadnych mężczyzn wokół mnie, bez Chrisa, bez Edena.. Ci dwaj to już chyba temat zamknięty. Przy stracie Chrisa nadal będę siebie obwiniać, ale jak widać nie byliśmy sobie pisani, z Edenem to chyba po prostu taki niewypał, ale mogę przyznać, że bardzo mnie do niego ciągnęło i czasami aż miałam ochotę zrobić sobie spacer pod stadion kiedy mieli konferencje i mecze. Musiałam jednak wybić sobie ten pomysł z głowy i ułożyć życie całkiem na nowo, by później nie wracać do bolesnych chwil z przeszłości.
Jeszcze niecałe dwa tygodnie będę mieszkać u Bethany, więc powinnam poszukać sobie własnego kątka. W Internecie znalazłam kilka w miarę możliwych ofert, więc dzisiaj na pewno skoczę do kilku miejsc z Caro, by dowiedzieć się jak najwięcej informacji. Kupić oczywiści będę mogła wtedy, jak Betty da mi pensję za trzy miesiące, ale wcześniej muszę to wszystko zobaczyć i podjąć decyzję.
Dzisiaj miałam spotkać się z Leah. Chelsea  grała mecz, a że stadion jest blisko mieszkania Betty, Lee często odwiedza mnie w takich okolicznościach. Miałyśmy wyskoczyć na miasto, pooglądać ciuchy w galerii i również pogadać tak jak przystało na prawdziwe przyjaciółki. Po moim odizolowaniu muszę przyznać, że straciłyśmy dobry, przyjacielski kontakt.  Oczywiście, że nie żyje się samym życiem towarzyskim i przyjaciółmi, trzeba się ustatkować w pewnych momentach, ale ja dość dawno utrzymywałam z nią dobre kontakty. Bodajże kilka dni przed naszą wycieczką do Londynu, bowiem w trakcie drogi dochodziło do drobnych sprzeczek pomiędzy nami, nie wspominając tutaj nawet o tych, które miały miejsce podczas pobytu w stolicy.
-Przemyślałaś już kilka swoich spraw?- Brązowowłosa usiadła na taborecie w kuchni i chwyciła szklankę z sokiem.
- Przemyślałam i już czuję się o niebo lepiej.- Uśmiechnęłam się promiennie, po czym wyszłam do pokoju obok, by przygotować małą do wyjścia.
Pół godziny później byłyśmy już gotowe.
Mogłam bez problemu przemierzać po Londynie, nie martwiąc się, że mogę spotkać Edena, czy jego przyjaciela, który po ostatnim śnie nie kojarzy mi się zbyt ciekawie.  Poza tym mam dzisiaj wyśmienity humor, którego chyba nic nie zdoła zepsuć. Zakupy w galerii to miało być takie przypieczętowanie mojego  pogodnego nastroju.
Z wielkimi uśmiechami na twarzy ruszyłyśmy piechotą w stronę wielkiego centrum, znajdującego się trzy kilometry od mieszkania Bethany.
Wydaje się być dużo drogi, jednak uważałam, że to tylko może korzystnie wpłynąć  na nasze samopoczucie.
Czułam się jak prawdziwa matka, idąc z wózkiem, w którym dumnie siedziała Caroline, uśmiechająca się do każdego z przechodniów. Takie dziecko to jest cudowny skarb. Nie ważne czy jest niechciane, czy przez niego mogą pojawiać się jakiekolwiek sprzeczki, jak u Bethany, ale zawsze jest skarbem, największym na świecie. Jej były niech teraz żałuje, że nie jest obecny przy wychowywaniu swojego dziecka, że przestraszył się obowiązków i ilości pieniędzy, które trzeba zainwestować w wychowanie potomka. Jak dorośnie do swojego optymalnego wieku, kiedy zechce mieć dziecko, zrozumie że popełnił najgorszy błąd w swoim życiu, a wtedy będzie już za późno, by wszystko odkręcić.
Myśląc o Bethany, Caroline i mężczyźnie, który wyrzekł się swoich obowiązków, znów przypomniały mi się wydarzenia sprzed kilku miesięcy, a najbardziej pierścionek zaręczynowy od Chrisa i jego niedawne połączenia.
Poczułam się dość dziwnie. Gdyby nie to wszystko, gdyby nie wycieczka do Londynu, gdyby nie Eden, gdyby nie moje nieodpowiednie zachowanie wszystko potoczyłoby się inaczej, nie byłabym już dziewczyną Chrisa tylko narzeczoną, wspólnie planowalibyśmy ślub, wesele..
Ja, Chris biorę sobie Ciebie, Liliano za żonę, i ślubuję  Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską..
Aż zakręciło mi się w głowie, powtarzając w myślach obrzęd ślubu.
Doszłoby do wspólnego spędzania świąt, o czym marzyłam od zawsze, jednak teraz jest to już nie możliwe.
- Może lepiej powinniśmy skierować się do parku, bo niezbyt dobrze wyglądasz.- Usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która teraz szła bliżej mnie.
- Taka pogoda wpływa na mnie raczej korzystnie. Po prostu wspomnienia wróciły i zaczęłam sobie za dużo wyobrażać.- Odparłam całkiem spokojniej.
Myślałam, że ten temat będzie całkowicie zamkniętym rozdziałem w moim życiu, a jednak wszystko wraca.
- Musisz się już z tym pogodzić. Poza tym jeśli Chris kochałby Cię z całego serca, wybaczył by Ci.- Ułożyła dłoń na moim ramieniu.
- Ty Oscara też kochasz z całego serca i wątpię w to, że gdyby Cię zdradził z pierwszą lepszą dziewczyną, to byś mu tak po prostu wybaczyła.- Odpowiedziałam na odczepnego i przyspieszyłam krok.
- Tylko, że ja z nim nie jestem ponad cztery lata.- Znów zaczęłyśmy się kłócić o tematy, które powinnyśmy zostawić bez zbędnego komentarza.
To właśnie przez to nasza przyjaźń się oddala, a nie chcę stracić jeszcze przyjaciółki, na której mi zależy.
Dalszą podróż do galerii spędziłyśmy w milczeniu. Nie chciałam rozpocząć nowego tematu, bo i tak zbiegłby on na drugi plan a na pierwszy znów wkroczyłby Chris lub Eden.
W centrum na pewien czas zapomniałyśmy o naszych sprzeczkach i oddałyśmy się zakupom. Sklep z ubraniami dosłownie na wszystkie dziewczyny działa kojąco.
Przeglądałyśmy różnorakie koszulki, spodenki, bluzy, aż nagle Lee wypaliła, że potrzebuje eleganckiej sukni na bankiet Chelsea. Niedługo zakończenie sezonu i organizowane są przeróżne spotkania, imprezy klubowe kończące jakże emocjonujący sezon w Angielskiej Lidze.
W mojej głowie od razu pojawiły się pytania: Z kim może pójść Eden? Czy powinnam ( w razie czego) upatrzeć sobie jakąś sukienkę?
Coraz częściej łapałam się na tych przemyśleniach, lecz nie karciłam siebie za to. Moja nieludzka wyobraźnia zaskakiwała mnie coraz bardziej a rozumowanie, że między mną a Edenem znów może do czegoś dojść, nabierało coraz to poważniejszy ton. Oczywiście chwilę po tym pojawiały się odpowiedzi Co ty sobie, Liliano wyobrażasz? A później znowu Eden, znowu dziwne pytania i tak w kółko, dopóki przyjaciółka nie zaczęła przymierzać sterty sukienek. W duchu zaczęłam jej dziękować z całego serca, że zajmuje mi czas, bo gdyby nie to, to bym już kompletnie zgłupiała z tej wyobraźni.
Razem z Caroline oceniałyśmy prezentację Leah w różnych sukienkach.  Długowłosa chciała założyć sukienkę, która pasowałaby do Latynosa, oczywiście nie pomyślała o tym, że nie jest to zwykła impreza, tylko poważny bankiet, gdzie przebywa sztab prezesów i trenerów klubu. Od razu zaniosłam z powrotem na wieszaki sukienki, które bardziej wyglądały na plażowe niż eleganckie. Nie chciała oczywiście ubrać się jak urzędniczka i stwierdziła, że najlepszy byłby jakiś świeży, jasny kolor. Trudno było cokolwiek znaleźć w jej wymaganiach, ale po długich namysłach znalazłam piękny zestaw!  Mentolowa sukienka bez ramiączek z lekko marszczonym gorsetem i lekkim, spadającym jak kaskady wodne, dołem, który idealnie pasował do sylwetki dziewczyny. Do tej sukienki idealnie pasowały kremowe koturny ze złotym paskiem i kopertówka, która w połączeniu z butami i suknią tworzy wybuchową całość! Na pewno spodoba się Leah jaki i Oscarowi.
Oczywiście nie myliłam się przy moim wyborze. Dziewczyna była uradowana, a ja dostałam kilka komplementów za ten wybór.
Dla siebie nie upatrzyłam nic. Nie miałam nawet pieniędzy, żeby kupić sobie jakąkolwiek rzecz, poza tym uważam, że na razie sukienka do niczego nie jest mi potrzebna.
Nie należę do typu dziewczyn, codziennie chodzących w takich ubraniach, a jeśli chodzi o bankiety, to raczej wątpię, że Eden po naszych ostatnich wspólnych chwilach zechce iść ze mną na bankiet. A nawet jak on zechce, to ja mogę przecież odmówić.. No okej, kłamię. Nie mogę odmówić.

Do domu wróciłyśmy po dwóch godzinach. Chciałyśmy poprzeglądać jeszcze kilka rzeczy, ale Caroline zrobiła się marudna i chciała wracać do mieszkania.
Wszystko byłoby okej, gdyby Leah nie kazała Oscarowi pojawić się pod mieszkaniem Bethany.
Ten zabrał ze sobą Edena i oboje okupywali drzwi Betty.
Czułam się dziwnie, widząc sylwetkę Hazarda. Uderzyła we mnie fala gorąca, a później miałam białe plamy przed oczami, gdyż owy Belg odwrócił się w moją stronę.
Czułam, że za chwilę eksploduję, że pobiegnę w jego stronę i rzucę się z tęsknoty w jego ramiona, krzycząc, żeby mnie nie opuszczał.
To było niesamowite. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy mężczyźnie.
W tej chwili zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że jednak czuję coś do niego, że okłamuję samą siebie, wmawiając sobie, że to niewypał.
Dostrzegłam jego paraliżujący wzrok na mojej twarzy, po czym  wracając na ziemię przywitałam się zarówno z nim jak i Oscarem.
- To my już chyba pójdziemy.- Leah uśmiechnęła się znacząco do swojego chłopaka.

- Nie zostawiaj mnie samej.- Odpowiedziałam jej w myślach, spoglądając na radosną twarz bruneta.

Chapter 16. My weird imagination.

Ostatni miesiąc nie był dla mnie najlepszy. Ciągłe rozmyślanie o Chrisie, do tego Eden pomówił się po moim byłym i również zaczął do mnie wydzwaniać. Oczywiście nie odbierałam, chociaż za nim tęskniłam. Postanowiłam przemyśleć kilka spraw, odciąć się od świata, tak jak kazała mi Leah, i muszę przyznać, że to poskutkowało. Nie było wokół mnie szumu, z nikim nie miałam bliższego kontaktu, byłam ja sama i moje problemy, które mogłam na spokojnie rozwiązać.
Drugi miesiąc spędzony z Caroline był nawiązaniem do zbioru Pieśni Kochanowskiego. Autor pisał, by wielbić naturę i żyć z nią w zgodzie, tak też robiłam. Częściej wychodziłyśmy z małą do parków, rezerwatów, na place zabaw, do zoo, a dzięki temu sama odżywałam na nowo. Początek lata jeszcze bardziej mnie orzeźwił i przybrałam kilka rumieńców, co korzystnie wpłynęło na mój wygląd zewnętrzny. Cieszyłam się, że w końcu mogłam być w mojej optymalnej formie i powoli powracałam do swojej prawdziwej osoby. Nauczyłam się żyć na nowo, bez żadnych mężczyzn wokół mnie, bez Chrisa, bez Edena.. Ci dwaj to już chyba temat zamknięty. Przy stracie Chrisa nadal będę siebie obwiniać, ale jak widać nie byliśmy sobie pisani, z Edenem to chyba po prostu taki niewypał, ale mogę przyznać, że bardzo mnie do niego ciągnęło i czasami aż miałam ochotę zrobić sobie spacer pod stadion kiedy mieli konferencje i mecze. Musiałam jednak wybić sobie ten pomysł z głowy i ułożyć życie całkiem na nowo, by później nie wracać do bolesnych chwil z przeszłości.
Jeszcze niecałe dwa tygodnie będę mieszkać u Bethany, więc powinnam poszukać sobie własnego kątka. W Internecie znalazłam kilka w miarę możliwych ofert, więc dzisiaj na pewno skoczę do kilku miejsc z Caro, by dowiedzieć się jak najwięcej informacji. Kupić oczywiści będę mogła wtedy, jak Betty da mi pensję za trzy miesiące, ale wcześniej muszę to wszystko zobaczyć i podjąć decyzję.
Dzisiaj miałam spotkać się z Leah. Chelsea  grała mecz, a że stadion jest blisko mieszkania Betty, Lee często odwiedza mnie w takich okolicznościach. Miałyśmy wyskoczyć na miasto, pooglądać ciuchy w galerii i również pogadać tak jak przystało na prawdziwe przyjaciółki. Po moim odizolowaniu muszę przyznać, że straciłyśmy dobry, przyjacielski kontakt.  Oczywiście, że nie żyje się samym życiem towarzyskim i przyjaciółmi, trzeba się ustatkować w pewnych momentach, ale ja dość dawno utrzymywałam z nią dobre kontakty. Bodajże kilka dni przed naszą wycieczką do Londynu, bowiem w trakcie drogi dochodziło do drobnych sprzeczek pomiędzy nami, nie wspominając tutaj nawet o tych, które miały miejsce podczas pobytu w stolicy.
-Przemyślałaś już kilka swoich spraw?- Brązowowłosa usiadła na taborecie w kuchni i chwyciła szklankę z sokiem.
- Przemyślałam i już czuję się o niebo lepiej.- Uśmiechnęłam się promiennie, po czym wyszłam do pokoju obok, by przygotować małą do wyjścia.
Pół godziny później byłyśmy już gotowe.
Mogłam bez problemu przemierzać po Londynie, nie martwiąc się, że mogę spotkać Edena, czy jego przyjaciela, który po ostatnim śnie nie kojarzy mi się zbyt ciekawie.  Poza tym mam dzisiaj wyśmienity humor, którego chyba nic nie zdoła zepsuć. Zakupy w galerii to miało być takie przypieczętowanie mojego  pogodnego nastroju.
Z wielkimi uśmiechami na twarzy ruszyłyśmy piechotą w stronę wielkiego centrum, znajdującego się trzy kilometry od mieszkania Bethany.
Wydaje się być dużo drogi, jednak uważałam, że to tylko może korzystnie wpłynąć  na nasze samopoczucie.
Czułam się jak prawdziwa matka, idąc z wózkiem, w którym dumnie siedziała Caroline, uśmiechająca się do każdego z przechodniów. Takie dziecko to jest cudowny skarb. Nie ważne czy jest niechciane, czy przez niego mogą pojawiać się jakiekolwiek sprzeczki, jak u Bethany, ale zawsze jest skarbem, największym na świecie. Jej były niech teraz żałuje, że nie jest obecny przy wychowywaniu swojego dziecka, że przestraszył się obowiązków i ilości pieniędzy, które trzeba zainwestować w wychowanie potomka. Jak dorośnie do swojego optymalnego wieku, kiedy zechce mieć dziecko, zrozumie że popełnił najgorszy błąd w swoim życiu, a wtedy będzie już za późno, by wszystko odkręcić.
Myśląc o Bethany, Caroline i mężczyźnie, który wyrzekł się swoich obowiązków, znów przypomniały mi się wydarzenia sprzed kilku miesięcy, a najbardziej pierścionek zaręczynowy od Chrisa i jego niedawne połączenia.
Poczułam się dość dziwnie. Gdyby nie to wszystko, gdyby nie wycieczka do Londynu, gdyby nie Eden, gdyby nie moje nieodpowiednie zachowanie wszystko potoczyłoby się inaczej, nie byłabym już dziewczyną Chrisa tylko narzeczoną, wspólnie planowalibyśmy ślub, wesele..
Ja, Chris biorę sobie Ciebie, Liliano za żonę, i ślubuję  Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską..
Aż zakręciło mi się w głowie, powtarzając w myślach obrzęd ślubu.
Doszłoby do wspólnego spędzania świąt, o czym marzyłam od zawsze, jednak teraz jest to już nie możliwe.
- Może lepiej powinniśmy skierować się do parku, bo niezbyt dobrze wyglądasz.- Usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która teraz szła bliżej mnie.
- Taka pogoda wpływa na mnie raczej korzystnie. Po prostu wspomnienia wróciły i zaczęłam sobie za dużo wyobrażać.- Odparłam całkiem spokojniej.
Myślałam, że ten temat będzie całkowicie zamkniętym rozdziałem w moim życiu, a jednak wszystko wraca.
- Musisz się już z tym pogodzić. Poza tym jeśli Chris kochałby Cię z całego serca, wybaczył by Ci.- Ułożyła dłoń na moim ramieniu.
- Ty Oscara też kochasz z całego serca i wątpię w to, że gdyby Cię zdradził z pierwszą lepszą dziewczyną, to byś mu tak po prostu wybaczyła.- Odpowiedziałam na odczepnego i przyspieszyłam krok.
- Tylko, że ja z nim nie jestem ponad cztery lata.- Znów zaczęłyśmy się kłócić o tematy, które powinnyśmy zostawić bez zbędnego komentarza.
To właśnie przez to nasza przyjaźń się oddala, a nie chcę stracić jeszcze przyjaciółki, na której mi zależy.
Dalszą podróż do galerii spędziłyśmy w milczeniu. Nie chciałam rozpocząć nowego tematu, bo i tak zbiegłby on na drugi plan a na pierwszy znów wkroczyłby Chris lub Eden.
W centrum na pewien czas zapomniałyśmy o naszych sprzeczkach i oddałyśmy się zakupom. Sklep z ubraniami dosłownie na wszystkie dziewczyny działa kojąco.
Przeglądałyśmy różnorakie koszulki, spodenki, bluzy, aż nagle Lee wypaliła, że potrzebuje eleganckiej sukni na bankiet Chelsea. Niedługo zakończenie sezonu i organizowane są przeróżne spotkania, imprezy klubowe kończące jakże emocjonujący sezon w Angielskiej Lidze.
W mojej głowie od razu pojawiły się pytania: Z kim może pójść Eden? Czy powinnam ( w razie czego) upatrzeć sobie jakąś sukienkę?
Coraz częściej łapałam się na tych przemyśleniach, lecz nie karciłam siebie za to. Moja nieludzka wyobraźnia zaskakiwała mnie coraz bardziej a rozumowanie, że między mną a Edenem znów może do czegoś dojść, nabierało coraz to poważniejszy ton. Oczywiście chwilę po tym pojawiały się odpowiedzi Co ty sobie, Liliano wyobrażasz? A później znowu Eden, znowu dziwne pytania i tak w kółko, dopóki przyjaciółka nie zaczęła przymierzać sterty sukienek. W duchu zaczęłam jej dziękować z całego serca, że zajmuje mi czas, bo gdyby nie to, to bym już kompletnie zgłupiała z tej wyobraźni.
Razem z Caroline oceniałyśmy prezentację Leah w różnych sukienkach.  Długowłosa chciała założyć sukienkę, która pasowałaby do Latynosa, oczywiście nie pomyślała o tym, że nie jest to zwykła impreza, tylko poważny bankiet, gdzie przebywa sztab prezesów i trenerów klubu. Od razu zaniosłam z powrotem na wieszaki sukienki, które bardziej wyglądały na plażowe niż eleganckie. Nie chciała oczywiście ubrać się jak urzędniczka i stwierdziła, że najlepszy byłby jakiś świeży, jasny kolor. Trudno było cokolwiek znaleźć w jej wymaganiach, ale po długich namysłach znalazłam piękny zestaw!  Mentolowa sukienka bez ramiączek z lekko marszczonym gorsetem i lekkim, spadającym jak kaskady wodne, dołem, który idealnie pasował do sylwetki dziewczyny. Do tej sukienki idealnie pasowały kremowe koturny ze złotym paskiem i kopertówka, która w połączeniu z butami i suknią tworzy wybuchową całość! Na pewno spodoba się Leah jaki i Oscarowi.
Oczywiście nie myliłam się przy moim wyborze. Dziewczyna była uradowana, a ja dostałam kilka komplementów za ten wybór.
Dla siebie nie upatrzyłam nic. Nie miałam nawet pieniędzy, żeby kupić sobie jakąkolwiek rzecz, poza tym uważam, że na razie sukienka do niczego nie jest mi potrzebna.
Nie należę do typu dziewczyn, codziennie chodzących w takich ubraniach, a jeśli chodzi o bankiety, to raczej wątpię, że Eden po naszych ostatnich wspólnych chwilach zechce iść ze mną na bankiet. A nawet jak on zechce, to ja mogę przecież odmówić.. No okej, kłamię. Nie mogę odmówić.

Do domu wróciłyśmy po dwóch godzinach. Chciałyśmy poprzeglądać jeszcze kilka rzeczy, ale Caroline zrobiła się marudna i chciała wracać do mieszkania.
Wszystko byłoby okej, gdyby Leah nie kazała Oscarowi pojawić się pod mieszkaniem Bethany.
Ten zabrał ze sobą Edena i oboje okupywali drzwi Betty.
Czułam się dziwnie, widząc sylwetkę Hazarda. Uderzyła we mnie fala gorąca, a później miałam białe plamy przed oczami, gdyż owy Belg odwrócił się w moją stronę.
Czułam, że za chwilę eksploduję, że pobiegnę w jego stronę i rzucę się z tęsknoty w jego ramiona, krzycząc, żeby mnie nie opuszczał.
To było niesamowite. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy mężczyźnie.
W tej chwili zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że jednak czuję coś do niego, że okłamuję samą siebie, wmawiając sobie, że to niewypał.
Dostrzegłam jego paraliżujący wzrok na mojej twarzy, po czym  wracając na ziemię przywitałam się zarówno z nim jak i Oscarem.
- To my już chyba pójdziemy.- Leah uśmiechnęła się znacząco do swojego chłopaka.

- Nie zostawiaj mnie samej.- Odpowiedziałam jej w myślach, spoglądając na radosną twarz bruneta.

Chapter 15. It's too early to forget.

Pierwsza noc w nowym otoczeniu nie była zbyt przyjemna. Prawdę mówiąc to leżałam z otwartymi oczami i ślepo wbijając wzrok w sufit, rozmyślałam o rozmowach między mną a Betty. Ona jest niesamowitą kobietą. Potrafi znaleźć dobre rozwiązanie do każdej sytuacji i nie przychodzi jej to z trudnością.  Chciałam, żeby to, co mówiła o Edenie okazało się prawdą. Mimo wszystko jakaś cząstka jego pozostała w moim sercu i nie potrafię się jej pozbyć. Może i dziewczyna ma rację, że to moje bezczelne zachowanie wszystko psuje. Przecież on nie chce dla mnie źle, martwi się o mnie. A zresztą.. już sama nie wiem co mam o tym sądzić. Zbyt dużo wydarzyło się w ostatnich miesiącach, by tak nagle zacząć całkiem nowe życie. Potrzebuję trochę czasu zanim podejmę jakąkolwiek dobrą, a być może złą decyzję.
- Cholera!- Usłyszałam głos Bethany, a po chwili dźwięk odbijającego się od podłogi budzika.
Zapewne już 5:00. Dziewczyna o tej godzinie miała zbierać się na pociąg. Ze stoickim spokojem również mogłam wstać i porozglądać się nieco po mieszkaniu, mimo wszystko właśnie teraz zaczął morzyć mnie sen. Nie mogłam pozwolić sobie na zbyt długą drzemkę, bo Caroline niedługo wstanie i będę musiała się nią zająć, mimo wszystko pozwoliłam, by Morfeusz objął mnie swoimi potężnymi ramionami.
- Co robisz?!- Wrzasnęłam na rozweselonego bruneta, łapiącego mnie w talii.
- Masz u mnie dług, nie pamiętasz? Przekazałem klucz Edenowi, coś za coś.- Zaśmiał mi się prosto w twarz, po czym zaczął unosić moją bluzkę ku górze.
- Pomocy!- Krzyknęłam raz, a potem drugi. Oczywiście na nic to się zdało..
- Zamknij się! Chyba nie chcesz skończyć jeszcze gorzej, prawda kotku?- Musnął moje drżące od strachu usta, a po chwili swoją umięśnioną ręką pchnął na drewnianą ławkę, znajdującą się blisko stadionu.
Myślałam, że umrę pod tym obiektem. Chłopak z każdą minutą wydawał się być coraz groźniejszy, obawiałam się, że za chwilę dojdzie do najgorszego.. a wtedy nie wymażę z mojej pamięci tego spotkania już do końca mojego życia.
- Ej! Cesar..- Oboje usłyszeliśmy podenerwowany głos Edena.
Jestem uratowana.  Całe szczęście, że Belg się tutaj pojawił! Brunet, który usiłował mnie zgwałcić właśnie w tym momencie uciekł gdzieś w boczną alejkę. Hazard próbował pobiec za nim, jednak kiedy zauważył, że to ja jestem ofiarą to do mnie podszedł.
- Wszystko w porządku?- Spytał zdruzgotany i przyciągnął moją zapłakaną twarz do swojego torsu.
Byłam szczerze przekonana, że nie znajdę nikogo innego takiego jak Eden. Był całkiem odmiennym facetem, nie z tej ziemi. W jego objęciach czułam się w stu procentach bezpieczna, wiedziałam, że obroni mnie nawet w takich sytuacjach, gdzie oboje będziemy narażeni na utratę życia.
Moje złe przeczucia, przerażenie, szybkie bicie serca zaczęło powoli opadać, kiedy złożył na moim czole pełen otuchy pocałunek. Wiedziałam, że teraz będę miała go cały czas przy sobie.
Z  impetem otworzyłam powieki i  poczułam z jaką szybkością bije moje serce. Czułam, że za chwilę eksploduję, a razem ze mną cały świat. Wszystko zlewało się przed moimi oczami, a to co dosłownie chwilę temu przedstawiło mi się w mojej bujnej wyobraźni wydawało się być prawdą. Dłońmi zaczęłam przesuwać po całym łóżku, i czując w dotyku miękką kołdrę, od razu utwierdziłam się w przekonaniu, że to tylko  jeden z gorszych snów, które ostatnio miewam bardzo często.
Dopiero po kilku minutach bezczynnego leżenia i  regenerowania swoich myśli, usłyszałam, że mała Caroline mnie potrzebuje. Zerwałam się jak najszybciej z łóżka i z prędkością światła popędziłam do jej malutkiego pokoiku.  Dziewczynka nie dawała za siebie i chyba chciała obudzić cały blok swoim głośnym płaczem.  Nie miałam jeszcze wprawy do zajmowania się maluchami, ale po kilkunastu minutach udało mi się zmienić jej pieluchę i zrobić śniadanie, według rozpiski, którą Betty zostawiła mi na stole w kuchni.
Trochę zaspałam i to dlatego Caro zapłaciła mi swoim głośnym płaczem. Kiedy już była najedzona i przewinięta, uspokoiła się.  Włączyłam jej TV, by mogła pooglądać sobie swoje ulubione kreskówki, a sama przyciągnęłam nogi pod podbródek i zaczęłam od początku interpretować sen, który od samego rana  zaprząta moją głowę.
Przed moimi oczami znów pojawia się scena, gdzie kolega mojego amanta oczekuje ode mnie współżycia seksualnego. Mimo wszystko przez moje ciało nie przechodzą ciarki, ze względu na strach jaki czuję, kiedy dotykają mnie ręce Hiszpana, tylko na moment, kiedy ląduje prosto w objęciach Belga i czuję jego miękkie usta na moim czole.  To wydaje się być trochę dziwne i głupie, że w ogóle tak bardzo przejmuję się tym snem, zresztą od zawsze wmawiam sobie, że sny wnoszą coś do naszego realnego życia i nie są tylko zwykłymi, pojawiającymi się z nikąd historyjkami. Może i teraz ja wydam się w tej kwestii dziwna i nieobliczalna, ale tak właśnie czuję.
Nie zwracam nawet uwagi, kiedy mała prosi mnie, bym spojrzała na ekran i zobaczyła przystojnego, wyidealizowanego królewicza, który skradł serce pięknej  złotowłosej królewnie, wskutek czego postanowili pobrać się w ogromnym pałacu jego ojca. Muszę przyznać, że chciałabym wrócić do czasów, gdzie jako mała dziewczynka marzyłam o księciu z bajki i miodowym życiu w królestwie pełnym bogactw, przy boku mężnego, rozsądnego mężczyzny, który w stu procentach będzie dbał o  mnie przez całe życie. W tym wieku każdy wierzy w magiczne happy endy , w końcu to jest idealizowane. Problem narasta, kiedy młoda dziewczynka staje się dorosłą kobietą i dostrzega, że prawdziwy świat nie jest taki idealny jak w ulubionych bajkach.  Założenie własnej rodziny, a także znalezienie pracy i prowadzenie swojej życiowej wędrówki nie jest takie proste jak w ekranie TV, gdzie człowiek od razu cieszy się z sukcesu. Takie małe istotki ubzdurają sobie za dużo, a później słabną, bo nie spodziewały się takiego obrotu sprawy. No cóż, pozostaje tylko myśl dorośniesz, to zobaczysz, bo małej istocie nie chce odbierać się tych wyidealizowanych myśli i marzeń.
Z zamyślenia wybił mnie dźwięk mojego telefonu. Caroline, jako posłuszna dziewczynka  chwyciła moją komórkę ze stolika i podała mi ją tak, jakby to było najważniejsze połączenie mojego życia. I chyba najprawdopodobniej było. Aż coś mnie ściska, kiedy widzę czarne litery tworzące imię Chris.
Bez względu na to, że za moment Caroline zacznie płakać, bo wyłączyłam jej ulubioną bajkę, odebrałam połączenie i z ogromnym biciem serca czekałam na pierwsze słowa Chrisa. Łatwo nie było, bo przez kolejne sekundy nie usłyszałam żadnego słowa. Ciągle powtarzałam słucham, ale mimo wszystko nie doczekałam się na to odpowiedzi.
Po chwili słyszałam już tylko przerywany dźwięk. Ze złością rzuciłam komórką o stolik, aż  odbił się od niego i spadł  na (całe szczęście) miękki kremowy dywan.
Naciągnęłam na twarz koc, który moment temu oplatał małą, a ta zrozumiała to jako początek zabawy. Długo nie mogłam ściągnąć jej z mojej głowy, a kiedy mi się to udało znów usłyszałam dźwięk komórki. Tym razem nie miałam ochoty odbierać. Dość wrażeń jak na dziś, jestem już wykończona!
Napisałam jedynie sms-a do Leah, że potrzebuję jej wsparcia i adres, pod który ma przyjść. Nie musiałam długo czekać, by zjawiła się w progu mieszkania Bethany.
- Co się dzieje, kochanie?- Ucałowała mój policzek, kiedy weszła do domu.
- Chodź do salonu. Nie mam kompletnie już siły.- Odpowiedziałam półprzytomna i wskazałam jej drogę. W międzyczasie zapoznała się z Caroline, a ja przygotowałam ciepłe napoje, by lepiej nam się rozmawiało.
Myślałam, że mała brunetka będzie nam przeszkadzać, ale jak widać bajki o królewnie i królewiczu ją mocno wciągnęły.
- Co się dzieje?- Lee wydawała się być lekko przejęta moim zachowaniem.
- Dzwonił do mnie Christopher.- Wydukałam, przypominając sobie jego minę, kiedy powiedziałam mu o zdradzie.
- Czego chciał?- Zapytała z ogromnym zaciekawieniem, co szczerze mnie mocno zdenerwowało.
- Ja nie wiem, już nic nie wiem! To wszystko jest jakieś dziwne! Dzwoni, nie odzywa się, później się rozłącza. Do tego jakieś sny. Omamy. Eden. To jest jakaś paranoja! Miałam odżyć tu w Londynie, a jak widać jest jeszcze gorzej.
- Nikt nie mówił, że od razu będzie jak w siódmym  niebie! Jesteś tu raptem kilka tygodni i chcesz, żeby wszystko wyglądało jak kilka miesięcy temu, a nawet i lepiej?
- Jakoś ty od razu czułaś się spełniona, gdy tu przyjechałaś.. Poza tym kilka tygodni wystarczy, by czuć się choć odrobinę lepiej, a ja czuję się gorzej niż po utracie Chrisa. To nie jest normalne. Żyłam już świadomością, że Chrisa nie ma i nie będzie, a tu nagle dzisiaj zadzwonił i rozdrapał mi rany na nowo..- Westchnęłam, opadając bezczynnie na ramię przyjaciółki.
- Jest za wcześnie, by o wszystkim zapomnieć, Lily. Musisz być twarda, i nie możesz pozwolić, by taki telefon zbił Cię z tropu.- Objęła mnie ramieniem.
- A co jeśli on mnie dalej kocha i dzięki temu wysyła mi jakieś sygnały?- Spytałam, bezbronnie.

- To już chyba nie możliwe, Lil. Gdyby Cię kochał, nie pozwoliłby Ci odejść.- Tymi słowami dobiła mi gwoździa, którego wbił we mnie Christopher.